Leniwy poranek w Los Realejos K. Pawełczyk |
Nieco zachmurzony poranek bezwzględnie zapanował w Los
Realejos. Słabiutkie promienie nieśmiałego słońca próbują przebić się przez
cienkie zasłony. Z salonu dochodzą pierwsze oznaki życia, co bezsprzecznie
oznacza, że trzeba wstawać i ruszać na spotkanie z cudowną Teneryfą. Biorąc pod
uwagę wczorajszą intensywną degustacje rumu z Gran Canarii, nie jest to zadanie
proste. Niemniej wszyscy dzielnie zjawiają się w kuchni, znajdując sobie
odpowiedzialne zadanie przy przygotowaniu śniadania.
Poszukiwacze przygód! S. Pawełczyk |
W końcu z małym opóźnieniem udaje nam się wyruszyć w podróż.
W pierwszej kolejności jedziemy na Teide. Aby dotrzeć na najbardziej malowniczą
drogę prowadzącą na szczyt, musimy wrócić się prawie pod samo Santa Cruz. Po
niecałej godzinie jazdy dostaję wiadomość od znajomych – droga, którą chcemy
wjechać na potężny wulkan jest zamknięta z powodu… śnieżnych zasp. Nadmienię
tylko, że na dole jest ok. 18 – 20 przyjemnych stopni. Nieco rozczarowani,
zawracamy do Icod – jeśli nie najbardziej malownicza droga na Teide, to
wspaniałe, zielone ogrody w Icod właśnie. Jak się okazuje problem z parkowaniem
ma wymiar zdecydowanie globalny i nie dotyczy wyłącznie Krakowa… Zanim udaje
nam się znaleźć odpowiednie miejsca postojowe dla naszych wehikułów, robimy
kilka rundek wąskimi uliczkami starego miasta.
Soczyste ogrody Icod K. Pawełczyk |
Same ogrody w połączeniu z oceanem i staro- kolonialną architekturą miasteczka,
robią na wszystkich ogromne wrażenie. Głęboka soczysta zieleń roślin, chłodny majestatyczny
błękit oceanu i mocne świeże kolory budynków tworzą niezwykle energetyczną
mieszankę, od której nie sposób oderwać wzrok. Niestety napięty grafik
zwiedzania wyspy, pozwala jeszcze tylko na szybką porcję leche y leche –
typowej kanaryjskiej kawy z mlekiem skondensowanym, którą odkryliśmy dzięki
Jaśkowi i musimy ruszać w dalszą drogę.
Energetyczny widok K. Pawełczyk |
Jedyna czynna droga na wulkan zaczyna się od stromych
podjazdów i szalenie wąskich zakrętów. Nasz samochód wydaje z siebie takie dźwięki,
że zastanawiamy się czy zaraz nie zakończy się wielka i stroma przygoda. Na
szczęście po pierwszych trudnościach, droga robi się nieco bardziej sprzyjająca
dla pojazdów i absolutnie fantastyczna dla poszukiwaczy silnych wrażeń
estetycznych.
Załoga w komplecie z Teide! |
Widoki zapierają dech w piersiach, dlatego na każdym punkcie
widokowym roi się od turystów z aparatami, przeciskających się między sobą w
poszukiwaniu tego najlepszego, cudownego kadru. Oczywiście nie byliśmy gorsi i
na jednym z nich, również zrobiliśmy sobie sesje zdjęciową z Teide w roli
mistrza drugiego planu. Wspaniała wiosna, jaka panowała na dole bardzo płynnie
i szybko zmieniała się we wspaniałą zimę – zaspy białego puchu zalegały przy
drodze ku uciesze najmłodszych, mogących radośnie harcować w towarzystwie
śniegu i ciepłego słońca równocześnie.
Zima. K. Pawełczyk |
W miarę nabierania wysokości, gęsty
iglasty las ustępował miejsca ostrym, dosłownie geologiczną chwilę temu
rzeźbionym skałom. Krajobraz robi niesamowite wrażenie – wulkaniczny majestat,
pokryty nieskazitelną bielą rozciąga się na ogromnej przestrzeni, której nawet
nie sposób ogarnąć wzrokiem. Pod sam szczyt, ze względu na rażący brak czasu,
wjeżdżamy kolejką. I o ile widoki zapierały dech w piersiach na trasie
prowadzącej do kolejki, o tyle to, co można zobaczyć na górze jest po prostu
nie do opisania! Jesteśmy wysoko ponad poziomem chmur, które zastąpiły nam
błękit oceanu. Doskonale widać rozciągającą się na wiele kilometrów kalderę i
granicę między północą pokrytą śniegiem i południem dokładnie wysuszonym przez
ostre słońce. Jest cudownie!
Ocean z chmur K. Pawełczyk |
Otwarty podręcznik geologii K. Pawełczyk |
Zjeżdżając na południe Teneryfy mamy okazję poczuć kolejną
porę roku – tym razem jadąc w chmurach, wyraźnie mamy do czynienia z kanaryjską
jesienią. Chmury, mgła i wszechobecna wilgoć znacznie obniżają odczuwalną
temperaturę i wprowadzają atmosferę tajemnicy i delikatnej grozy. Jako, że na Wyspach
Szczęśliwych wszelkie normy i konwenanse nie mają zbyt wielkiego znaczenia, to
zaraz po jesieni następuje z całą swoją mocą, południowe lato, a razem z nim
drastyczna zmiana krajobrazu. Horyzont zdaje się być pusty i suchy, w
odcieniach czerwieni i brązu. Na wybrzeżu za to piętrzą się hotele i przybytki
turystycznej radości. Jesteśmy pod wielkim wrażeniem czterech pór roku, jakich
właśnie doświadczyliśmy.
Kaldera K. Pawełczyk |
Przedostatnim punktem naszej wycieczki są klify Los Gigantes. Pięćsetmetrowe ściany wyrastające wprost z morza, rozciągające się na całym północno – zachodnim wybrzeżu Teneryfy. Klify zarówno z góry jak i z dołu (oraz jak się okaże za kilka dni, z morza) robią piorunujące wrażenie i dowodzą nieskończonej potędze natury, która tutaj jest na wyciągnięcie ręki, mimo próbie adaptacji wyspy na potrzeby ruchu turystycznego.
Los Gigantes |
Zwiedzanie Los Gigantes i przerwa na wyczekiwany przez
wszystkich obiad sprawia, że imponujący
wąwóz Masca i przejazd przez Góry Teno, zaliczymy już w nocnych okolicznościach,
co jak się okaże wcale nie umniejszy mocnym wrażeniom….
Katarzyna Pawełczyk