W hali przylotów czeka na nas dwójka Polaków, od których
mamy wypożyczyć wehikuł na najbliższe dni. Najważniejszą informacją zdaje się
być instrukcja obsługi drzwi samochodu przy silnym wietrze. Ubezpieczenie
niestety nie obejmuje ewentualnego ich urania, co jak się okazuje na Islandii
nie jest wcale takie niemożliwe… Gdy udaje się opanować umiejętność okiełznania
drzwi, szybko wchodzimy do środka i włączamy ogrzewanie na maksymalny poziom. Jest
okrutnie zimno. Wizja stania na pokładzie przez cztery godziny przy takiej
pogodzie lekko mnie przeraża, ale próbuje się skupić na myśli, że zaraz wezmę
ciepły prysznic i znajdę się w wygodnym łóżku . Instrukcja obsługi naszej
terenówki dobiega końca- możemy ruszać do pierwszego hostelu w Keflaviku. Po pół
godzinie udaje nam się wreszcie znaleźć ten właściwy, ale wyjściem z
samochodu mimo bardzo później pory nam się nie spieszy – zrobiło się miło,
ciepło i przyjemnie, podczas gdy na zewnątrz panuje prawdziwe urwanie głowy, co
nie nastraja nas zbytnim optymizmem. Po
dłuższej chwili podejmujemy tę heroiczną próbę i wybiegamy jak oparzone do hostelu.
Miły recepcjonista daje nam klucze do pokoju, który jak się okazuje jest w
drugim budynku więc chcąc nie chcąc musimy raz jeszcze tej nocy zmierzyć się z
chłodem północy. Tym razem idzie już o wiele sprawniej. W pokoju czeka na nas
zaspana Gosia – wulkan energii i nieustającego optymizmu, więc oczywiście
zamiast iść spać zagadujemy się n kolejne długie minuty.
Kiedy w końcu nastawiam budzik okazuje się, że
pozostały zaledwie cztery godziny do rozbrzmienia pieśni pobudki… Padam na
łóżko i w zasadzie od razu odcinam zasilanie.
Dzień dobry Reykjavik! K. Pawełczyk |
Ranek niewiele różni się meteorologiczne od nocy – jest wietrznie
i deszczowo, na co wskazuje poziomy kierunek ruchu kropel. Zbieramy się raczej
nie spiesznie na śniadanie, zastanawiając się jaka ilość warstw będzie dziś
wystarczająca na zwiedzanie Reykjaviku.
Krajobraz po drodze do stolicy jest raczej księżycowy. Puste
przestrzenie przyozdobione od czasu do czasu skałami w burych kolorach zlewają
się z zachmurzonym niebem. Na całe szczęście przestało padać i woda chlupie już
tylko pod kołami samochodu.
Szybko znajdujemy miejsce parkingowe w pobliżu portu i kierujemy się na poranną kawę i niemożliwie słodką babeczkę w ramach uzupełnienia porannych deficytów energetyczno-uśmiechowych.
Proste ;) K. Pawełczyk |
Szybko znajdujemy miejsce parkingowe w pobliżu portu i kierujemy się na poranną kawę i niemożliwie słodką babeczkę w ramach uzupełnienia porannych deficytów energetyczno-uśmiechowych.
Słodkości w ramach walki z pogodą K. Pawełczyk |
Po naładowaniu baterii, czas na stolicę – ruszamy na eksplorację
Reykjaviku!
Katarzyna Pawełczyk
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz