Chłód zapędza nas do pierwszego sklepu z Islandzkimi
pamiątkami, gdzie przez dłuższą chwilę buszujemy między pocztówkami, wzorzystymi
czapkami i zupełnie niepotrzebnymi ale fajnie wyglądającymi gadżetami. Kawa rozpłynęła się przyjemnie po organizmie
docierając w najdalsze i najbardziej potrzebujące jej zakątki, klimat
islandzkiego sklepu dołożył swoje trzy grosze i tak oto z szerokimi uśmiechami
wychodzimy w stronę centrum. Tu i ówdzie kłębią się grupki bardziej lub mniej zorganizowanych
turystów przeskakujących z nogi na nogę, gdy przewodnik przeciągnie swój wykład
o danym miejscu ponad normę walki z zimnem. Wędrujemy uliczkami w niespiesznym
tempie chłonąc atmosferę miasta. Jest prosto i schludnie – tak jak na północy
Europy zwykło bywać. Pośrodku miasta znajdujemy jezioro Tjörnin.
Mimo ołowianych chmur na niebie jest pięknie. Właśnie tak sobie wyobrażałam Reykjavik – prosty, poukładany, harmonijny z naturą. Gdy robimy sobie zdjęcia nad wodą, znika Monika. Rozglądamy się nieco nerwowo za koleżanką, ale jakby rozpłynęła się w powietrzu. Kiedy krążymy z wyostrzonym wzrokiem, zauważam po drugiej stronie ulicy burzę rudych włosów ukrytą pod białą czapką. Zguba znaleziona. Trzyma kurczowo telefon przy uchu i kręci się to w jedną to w drugą stronę. Patrzymy z dziewczynami po sobie, a Monika wygląda na zupełnie oderwaną od rzeczywistości i z całą pewnością nieświadomą, że omal nie rozpoczęłyśmy akcji poszukiwawczej na większą skalę. Okazuje się, że to rozmowa z ukochanym i usilna próba znalezienia kamery internetowej w Reykjaviku pognała ją w bliżej nieznanym kierunku. Po zakończeniu rozmowy rzuca z rozczarowaniem:
Serce Reykjaviku K. Pawełczyk |
Mimo ołowianych chmur na niebie jest pięknie. Właśnie tak sobie wyobrażałam Reykjavik – prosty, poukładany, harmonijny z naturą. Gdy robimy sobie zdjęcia nad wodą, znika Monika. Rozglądamy się nieco nerwowo za koleżanką, ale jakby rozpłynęła się w powietrzu. Kiedy krążymy z wyostrzonym wzrokiem, zauważam po drugiej stronie ulicy burzę rudych włosów ukrytą pod białą czapką. Zguba znaleziona. Trzyma kurczowo telefon przy uchu i kręci się to w jedną to w drugą stronę. Patrzymy z dziewczynami po sobie, a Monika wygląda na zupełnie oderwaną od rzeczywistości i z całą pewnością nieświadomą, że omal nie rozpoczęłyśmy akcji poszukiwawczej na większą skalę. Okazuje się, że to rozmowa z ukochanym i usilna próba znalezienia kamery internetowej w Reykjaviku pognała ją w bliżej nieznanym kierunku. Po zakończeniu rozmowy rzuca z rozczarowaniem:
- no nie mogę znaleźć tej cholernej kamery…
Ruszamy dalej. Kolejnym celem jest poczta. Łączymy przyjemne
ciepło wnętrza budynku z pożytecznym posłaniem pocztówek z dalekiej, jesiennej
północy w świat. Swoje kartki wypisuje w ekspresowym tempie, ale ze względu na przyjemną
temperaturę w środku wcale nie przeszkadza mi to, że dziewczyny rozpisują się
możliwie najmniejszą czcionką, próbując zmieścić na małej przestrzeni wszystkie
dotychczasowe wrażenia i odczucia. Popołudnie na dobre zawładnęło stolicą Islandii, a i w
naszych żołądkach zrobiło się pusto. Ala opowiada nam o słynnych hot dogach z
Reykjaviku, których koniecznie musimy spróbować. Z ogromną determinacją
wychodzimy z przyjaznego budynku poczty i zaledwie po pięciu minutach
znajdujemy niepozorną budkę między jednym a drugim placem budowy.
Kolejka za smakołykiem przypomina te z filmów Barei choć trzeba przyznać, że serwowanie buły z parówą idzie tu zaskakująco szybko. Na pierwszy rzut oka islandzki Fast food niczym nie różni się od jego kontynentalnych odpowiedników. Jednak po pierwszym gryzie tajemnica zostaje rozwiązana – sekretem tutejszych hot dogów jest parówka! Parówka z owczego mięsa, które totalnie nie przypada mi do gustu, co jak się potem okaże niemalże doprowadzi mnie do choroby morskiej...
Przysmaki islandzie K. Pawełczyk |
Kolejka za smakołykiem przypomina te z filmów Barei choć trzeba przyznać, że serwowanie buły z parówą idzie tu zaskakująco szybko. Na pierwszy rzut oka islandzki Fast food niczym nie różni się od jego kontynentalnych odpowiedników. Jednak po pierwszym gryzie tajemnica zostaje rozwiązana – sekretem tutejszych hot dogów jest parówka! Parówka z owczego mięsa, które totalnie nie przypada mi do gustu, co jak się potem okaże niemalże doprowadzi mnie do choroby morskiej...
Opera proszę Państwa! K. Pawełczyk |
Czas goni, więc ruszamy obejrzeć operę z bliska. Konstrukcja pokryta jest lustrzanym materiałem odbijającym wodę i niebo, co
wygląda naprawdę niesamowicie. Tuż obok leniwie kiwają się maszty jachtów w niewielkiej
marinie. Ala próbuje odtworzyć swój pierścień z zaślubin z morzem, by zrobić mu
kilka zdjęć na tym ciekawym tle.
Gosia biega to tu to tam w poszukiwaniu najlepszych ujęć budynku. Monika, sądząc po uśmiechu i energicznym stukaniu w ekran telefonu, konwersuje z ukochanym, a ja rozmyślam jak to będzie na północnym Atlantyku jesienią i z całych sił staram się odgonić czarne myśli jakie próbują się zakradać do mojej głowy. Przecież na morzu jest mój dom…
Pierścień jak nowy ;) K. Pawełczyk |
Gosia biega to tu to tam w poszukiwaniu najlepszych ujęć budynku. Monika, sądząc po uśmiechu i energicznym stukaniu w ekran telefonu, konwersuje z ukochanym, a ja rozmyślam jak to będzie na północnym Atlantyku jesienią i z całych sił staram się odgonić czarne myśli jakie próbują się zakradać do mojej głowy. Przecież na morzu jest mój dom…
Katarzyna Pawełczyk
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz