Charakterystyczne, głuche
dudnienie ciężkich kropli ustało. Przez bulaje wpadają do mesy bardzo
nieśmiałe, ale dobrze zapowiadające się promienie jesiennego, szetlandzkiego
słońca. Nie usypia to jednak naszej meteorologicznej czujności – każdy obowiązkowo
zaopatruje się w zestaw przeciwdeszczowy i ciepłe ubrania. Obłędnie błękitne
niebo jest gęsto przyozdobione sztormowymi chmurami, które u każdego żeglarza
powodują niemiły ucisk w żołądku. Tym razem jednak wybieramy się walczyć ze
sztormem na lądzie i dzielnego Joinusa zamieniamy na niemniej dzielnego busa. O
dziwo, mimo ogromu prac jakie trzeba wykonać przed następnym przelotem, na eksploracje Mainland wybiera się z nami
również nasz niezastąpiony i niezwykle pracowity bosman Tomek, który od leżenia
w mesie prawdopodobnie nabawił się już odleżyn. Na nasze sugestie i zdziwione
spojrzenia odpowiada tylko: „przecież nie mogę cały czas pracować” i beztrosko
usadawia się w busie. Daj Boże taką pracę…
Ostatnie tchnienie szetlandzkiego lata K. Pawełczyk |
W pierwszej kolejności wybieramy
się do Scalloway Castle. Po drodze na pierwszym punkcie widokowym staramy się
nie odlecieć przy wysiadaniu z samochodu. Silny wiatr zrywa czapki z głów i
powoduje uporczywe łzawienie, co jednak nie przeszkadza w uchwyceniu ostatniego
tchnienia zielonego lata na wyspie.
Scalloway Castle K. Pawełczyk |
Samo Scalloway jest ciekawy miejscem –
zamek jest otwarty dla zwiedzających i zamiast stróża są tu jedynie tabliczki
informacyjne i kartka z prośbą o pozostawienie drzwi otwartych. Obiekt jest
bardzo dobrze zachowany i kompletnie nie komponuje się z lekko przemysłowym otoczeniem.
Można? Można! K. Pawełczyk |
Podczas zwiedzania zaczyna mnie ogarniać niezwykła magia Szetlandów. Niemal na
każdym kroku kryje się tu jakaś tajemnica i coś wręcz mistycznego, czego do
końca nie umiem nazwać, ale co mnie bardzo pociąga i oczarowuje. Może to moja silna północna miłość się odzywa?
Pierwszy kucyk uchwycony K. Pawełczyk |
Zuza z Michałem chcą koniecznie
iść do muzeum, więc mamy chwilę na rozgrzewającą kawę, zdjęcia pierwszych
kucyków i pogawędkę ze starszymi opiekunami muzeum.
- Skąd jesteś? Masz taki nietutejszy
akcent – zagaduje urocza starsza pani w maleńkiej, muzealnej kawiarence.
- Z Polski – odpowiadam trochę
nieśmiało, starając się by mój angielski był bardziej „british”.
- Och! To cudownie! Najlepszy
dentysta na wyspie – Mikał - jest Polakiem – starsza pani odpowiada z
nieskrywanym entuzjazmem. To niesamowite – po raz kolejny okazuje się, że my
Polacy jesteśmy dosłownie wszędzie – Spitsbergen, maleńka wioska na Islandii, a
teraz urocza mieścina na Szetlandach. Rozmawiamy jeszcze chwilę o tym co nas tu
sprowadza o tej porze roku i wymieniamy niewymuszone uprzejmości. Jestem totalnie
zauroczona.
Bez parawanów K. Pawełczyk |
Ruszamy w dalszą drogę. Jest pusto, zielono, niezwykle. Od czasu do
czasu mijamy ludzkie osady, stada owiec i kucyków. Okrutna ręka cywilizacji i
globalizacji nie zdołała zdławić tego pięknego, północnego azylu. Zatrzymujemy
się dopiero przy surowej plaży, choć pokusa by zatrzymywać się niemal co kilometr jest
ogromna.
weź jajka, zostaw pieniążka K. Pawełczyk |
Wiatr przybiera na sile i robi się niemiłosiernie zimno. Mimo to z samochodu
wyskakujemy bez marudzenia i szybkim krokiem schodzimy na brązowawy brzeg,
mijając po drodze skrzyneczkę ze świeżymi jajami do wzięcia za 1,5 funta - czas
na Szetlandach zatrzymał się w miejscu.
Sztormowe Szetlandy K. Pawełczyk |
Sztormowe Szetlandy K. Pawełczyk |
Słoneczna pogoda nie trwała
długo. Sztorm szybko o sobie przypomniał przyganiając ciężkie, deszczowe chmury
nad nasze zmarznięte głowy i potęgując wiatr jeszcze bardziej, choć to wydawało
się już takie niemożliwe. Fale wściekle rozbijają się o ostre klify i skały
złowrogo wystające z grafitowego morza. Sielanka zamienia się w krajobraz grozy
i spektakl potęgi żywiołu.
Niewzruszone owce K. Pawełczyk |
Deszcz zaczyna zacinać niemal w poziomie, a
wycieraczki nie nadążają ze zbieraniem wody z szyb. Patrzę na rozszalałe morze
i przekładam dekalog na przykazania żeglarskie: pamiętaj, abyś potęgę żywiołu
święcił.
Katarzyna Pawełczyk
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz