Droga powrotna do Lerwick
przynosi nam kolejne niespodzianki rodem z National Geographic. Ktoś wypatrzył
kilka fok wylegujących się na plaży w dole. Michał od razu zatrzymuje nasz wehikuł
i wszyscy wyskakujemy z dziecięcą radością na pole prowadzące do szarych
koleżanek. Okazuje się, że to całe, ogromne stado wyleguje się w niewyraźnym
słońcu. Nasz entuzjazm płoszy co żywsze osobniki do wody, więc im bliżej
krawędzi skarpy prowadzącej na plażę się znajdujemy, tym ostrożniejsze stawiamy
kroki. Niesamowite jest to, jak te na lądzie ociężałe i niezgrabne zwierzaki potrafią
się zwinnie poruszać w morskich odmętach! Urzeczeni patrzymy na piękny spektakl
natury, póki Michał nie zbiega w dół, płosząc większość fok. Zuza rzuca
piorunujące spojrzenie kapitanowi, a to oznacza, że czas wracać do auta.
Foki leżakują K. Pawełczyk |
Ostatnim punktem na
naszej szetlandzkiej trasie wycieczkowej jest wyspa św. Niniana i niezwykła
plaża leżąca… pomiędzy lądem a wysepką!
Poprzeczna plaża przy wyspie św. Niniana K. Pawełczyk |
Widok ten robi piorunujące wrażenie –
z jednej strony fale majestatycznie rozbijające się o ostre skały, z drugiej
idealnie jasno-żółta plaża zalewana morzem z dwóch stron i ciemne chmury
potęgujące magiczną atmosferę tego wyjątkowego miejsca.
Ostre skały K. Pawełczyk |
Wreszcie nie pada!
Możemy beztrosko biegać po poprzecznej plaży i wyczekiwać z gotowym do
działania aparatem najlepszej chwili na uchwycenie TEGO CZEGOŚ. Jest zimno.
Natrętne myśli o powrocie na morze kotłują się w naszych głowach i o ile z
jednej strony wiem, że to co najgorsze jest już za nami, o tyle perspektywa
przemarzniętych dłoni i niemiłosiernie długich minut na deku sprawia, że
jeszcze bardziej chciałabym po prostu zostać na Szetlandach.
Magia M. Sokołowicz |
Przed nami ostatnia noc w
Lerwick. Żeby przypadkiem nie było nudno na koniec musimy się jeszcze
przeparkować, bo nasz „port” zwijają już na zimę. Zaszczyt manewrowania
przypada w udziale kapitanowi stażyście, czyli… mnie. Niby nic trudnego –
odejście na szpringu rufowym i podejście longside do kei. Oba manewry
przećwiczone wielokrotnie. Z jednym maleńkim szczegółem – na łódkach laminatowych,
a Joinus jest przepiękną stalówką. Rozdzielam zadania i konsultuje plan z
Michałem, który przychyla się do mojej koncepcji. Pociągam delikatnie manetkę
na bieg do tyłu, szpring napina się i dziób odchodzi na wodę. Wyczekuję jeszcze
chwilę aby mieć pewność, że zmieszczę się z nawrotką w ciasnym basenie. Padają
kolejne komendy, a sprawna załoga wykonuje wszystko w mgnieniu oka – mieć takich
ludzi na pokładzie to prawdziwy luksus! Zacieśniona cyrkulacja wydaje mi się
za mało zacieśniona, ale Michał spokojnie kiwa głową, że mam jeszcze mnóstwo
miejsca i po chwili wchodzimy już do następnego basenu. Ustawiam się tak, aby
zająć miejsce pomiędzy keją a kolejną jednostką. Zaczynam hamować dużo
wcześniej niż zazwyczaj mając na uwadze, że taka masa nie zatrzyma się w
sekundę. Znowu komendy i znowu super sprawna załoga. Gosia, która spełniała się
w roli fotoreportera i odbierającego cumy jednocześnie, ze swoim rozbrajająco
szerokim uśmiechem gratuluje mi manewru. Mimowolny uśmiech pojawia się i na
mojej twarzy.
Pełne skupienie M. Sokołowicz |
Przed zmrokiem biegniemy jeszcze
na tournée po wąskich uliczkach wypełnionych maleńkimi sklepikami i
kawiarenkami – z brytyjskich, starych filmów rodem. Szał pamiątkowych zakupów
został nieco ostudzony przez ceny produktów „handmade” i „made in Shetland”
jakie dominowały na wystawach i w witrynach. Ograniczam się do lokalnego piwa i
kilku pocztówek. Monika natomiast wraca z kilkoma większymi siatkami i
dokładnie osuszonymi od uśmiechu ósemkami.
Pamiątki, pamiątki! K. Pawełczyk |
Poranek przynosi jak zwykle
stabilną pogodę – deszcz. Dostajemy przyzwolenie na ostatnią, szybką kawę przed
przelotem na maleńką wysepkę Fair. Nie tracąc cennego czasu, wyskakujemy do
sprawdzonej kafejki na ciepły posiłek. Wyposażone w długopisy i słowotok, tuż
obok talerzy i kubków układamy pocztówki. Każdy centymetr kwadratowy wolnej
przestrzeni został dobrze wykorzystany, a i panini zdążyło zupełnie wystygnąć –
jak to się mówi, każdy ma swoje priorytety.
Kartki zostały wrzucone, zapas
pieczywa zrobiony, a sztormiaki dumnie krzątają się przy cumach. Jednym słowem –
pora w morze nam!
Katarzyna Pawełczyk
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz