Palma zaczyna tętnić życiem, a nosy szybko wracają do formy,
bo temperatura w mgnieniu oka osiąga ponad 20⁰C. Rozbieramy się stosownie do
warunków termicznych, zarzucamy plecaki i worki na plecy i rozchodzimy się,
każdy w swoim kierunku.
Palma tętni życiem! P. Maindok |
Z przeświadczeniem, że hotel ma być gdzieś niedaleko
portu, te 15 kg na plecach ciąży zdecydowanie mniej. Przynajmniej do pierwszego
podejścia pod dość stromą górkę… potem kolejnego i kolejnego i tak przez pół
godziny w pełnym słońcu! Mamy z Krzysztofem serdeczne dość. Co więcej, gogle
maps nie do końca chce z nami współpracować, a port okazuje się rozciągać na
kilka kilometrów, co z pozycji w której się znajdujemy (w jednym z najwyższych
miejsc w mieście…) doskonale widać.
Czas ruszyć w drogę. P. Maindok |
Po 45 minutach marszu z przeszkodami, przypominającego
spacer farmera, udaje nam się dotrzeć do hotelu. Chwała Bogu, klimatyzacja
działa bez zarzutu!
Jako kapitanowie, nie pozostawiamy sobie z Krzyśkiem zbyt
wiele czasu na zwiedzanie. Trzeba znaleźć docelową marinę w gigantycznym
porcie, omówić trasę, zorientować się w supermarketach, co by zakupy rejsowe
poszły sprawnie i załatwić jeszcze kilka innych spraw niecierpiących żeglarskiej
zwłoki.
Gdzie ta keja? P. Maindok |
Pierwsze podejście do poszukiwań mariny zakańcza się
fiaskiem, mimo przejścia z dokładnymi oględzinami jakiś 4 km. Mając jednak do
dyspozycji cały następny dzień – nie zrażamy się, chociaż pojawia się delikatne
uczucie niepokoju, które szybko zagłuszamy logistycznym rozplanowywaniem
wieczornego grilla integracyjnego u znajomych z innej załogi.
Komunikacja w Palmie okazuje się całkiem niezła, więc bez
problemu docieramy w zupełnie inną część miasta, gdzie mają się spotkać wszyscy
obecni załoganci pierwszego etapu rejsu Navigare. Jesteśmy pierwsi, więc
pomagamy w przygotowaniach, rozprawiając o różnych możliwościach i portach na
najbliższy tydzień. Wszyscy zgodnie stwierdzamy - Majorka jest na tyle przyjaznym i ciepłym
miejscem, że moglibyśmy w zasadzie nie wracać do chłodnej Polski.
A gdyby tak zostać na Majorce? P. Maindok |
Misja na dzień przed planowanym wypłynięciem z Palmy jest
prosta, przynajmniej w swoich założeniach – znaleźć marinę i jachty, które mają
służyć nam za dom w najbliższym czasie. Zadanie okazuje się jednak karkołomne,
bo wszystkie mariny są albo zamknięte (nie, nie szukamy w czasie sjesty) albo
nikt nie słyszał nawet o firmie czarterującej, której szukamy. Po kilku
godzinach w pełnym słońcu stwierdzamy, że w zasadzie rejs w pław bądź na jakimś
pontonie też będzie całkiem sympatyczny, a na pytania od załóg gdzie się mają
jutro zgłosić – odpowiadamy wyczerpująco, że to marina widmo.
Katarzyna Pawełczyk
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz