Udało się! Na samym końcu wielkiego portu, ukryta gdzieś za
katedrą, rysuje się nasza marina. Nie bez małych przygód po drodze, docierają
do niej wszyscy zainteresowani. Totalnie zniecierpliwieni musimy jeszcze trochę
poczekać na odbiór naszych długo wyczekiwanych jachtów. Co chwilę rzucamy
zdziwione spojrzenia to na jeden to na drugi pokład – obsługa portu wnosi całe
mnóstwo różnych, dziwnych przedmiotów, które mogłyby być przydatne, owszem, w
przelocie przez Atlantyk, ale niekoniecznie w rejsie na Kanary. Zaskakuje mnie
nieskończona pakowność bakist – mimo ciągłego ładowania, kolejne przedmioty są
upychane bez większego wysiłku. Może to nie jacht, a Narnia albo
wielkogabarytowy model damskiej torebki
Michael biega między mną a chłopakami, zdając 3 łódki
jednocześnie. Niesamowicie pozytywny i zakręcony człowiek – wbiega, po raz
kolejny, pod pokład z uśmiechem daleko wykraczającym poza ósemki, patrzy na
mnie zatrzymując się na ostatnim schodku zejściówki i z lekkim zakłopotaniem w
głosie wykrzykuje: „Ohhhhh! Sorry, I forget again! Wait a minute ;)”. I tak
przez dwie godziny, póki ostatecznie nie udaje mu się skompletować wszystkich
niezbędnych sprzętów i życzeń specjalnych.
Kierunek Ibiza! P. Maindok |
Szybkie szkolenie z jachtowego bhp i rozdzielam dalej
obowiązki na dzisiejszy wieczór. W zasadzie cała załoga zostaje zaangażowana w
zakupy rejsowe. Wypożyczony samochód kursuje tam i z powrotem bez przerwy, a końca
zakupów nie widać. Zostaje z Grześkiem pod marketem z ostatnią partią siatek,
czekając na transport do mariny. Nasza rozmowa zostaje przerwana nagle przez
pana ochroniarza, który jak większość Hiszpanów, nie poczuł nigdy potrzeby
posługiwania się językiem innym niż słodki hiszpański. Mając w zanadrzu polski,
angielski, niemiecki i włoski pozostajemy bezradni wobec charyzmatycznej,
szybkiej i kompletnie niezrozumiałej wypowiedzi ochroniarza. Hiszpan mimo to
nie zraża się i tłumaczy dalej, równie szybko i niezrozumiale, ale tym razem z
pełną gestykulacją, co znacząco ułatwia komunikację. Po drugiej rundzie z
gestami, wiemy już, że po zamknięciu sklepu nie jesteśmy mile widziani na
parkingu i krótko mówiąc, obsługa każe nam się wynosić. W tym samym momencie
nadbiega zdyszany Łukasz z mieszanką zdziwienia, rozbawienia i zdenerwowania na
twarzy.
- parking jest zamknięty blokadą z wózków! Chodźcie szybko,
bo stoję na środku ulicy.
Dziwne mają tu zwyczaje – wózkowa blokada wygląda doprawdy
komicznie. Maleńki samochód okazuje się równie pakowny, co bakisty u mnie na
jachcie. Wracamy.
Zdrowa jachtowa żywność... A. Cioch |
Wczorajsze świętowanie odbioru łódek i gotowości do rejsu
nie przeszkodziło mojej dzielnej załodze wstać skoro świt, pomknąć do
kontenerów, uroczo nazwanych łazienkami i ogarnąć się na umówioną godzinę zero.
Odpalam silnik, słodki warkot diesla informuje, że jest on jak najbardziej
gotowy do boju i tylko czeka aż manetka zmiany biegów przeskoczy do przodu.
Zatem:
- oddaj prawy muring, oddaj lewy muring, oddaj prawą cumę, oddaj lewą cumę, chronić burtę!
- oddaj prawy muring, oddaj lewy muring, oddaj prawą cumę, oddaj lewą cumę, chronić burtę!
Przesuwam manetkę w przód. SAOCO dumnie i z wdziękiem rusza,
zostawiając z tyłu śpiące jachty. Zaraz za mną wypływa Biegan i Krzysiek.
Kierunek Ibiza!
To, co tygryski lubią najbardziej! P. Maindok |
Nie potrafię opisać radości i ulgi, jaką odczuwam po
minięciu, tak długo wyczekiwanych, główek portu. Teraz już wszystko będzie
dobrze, wreszcie jesteśmy na morzu, wreszcie możemy spokojnie zmierzać do celu
i delektować się wiatrem we włosach i delikatnym kołysaniem. Wprawdzie wiatru
jak na lekarstwo, a kołysanie niektórym nieco przeszkadza, ale przecież nie
można mieć wszystkiego.
Katarzyna Pawełczyk
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz