Ranek jak zwykle przyszedł za
wcześnie. Szczelnie sklejone oczy zaklinają okrutną rzeczywistość, w której
symfonia budzików rozszalała się na dobre. Przeciągam automatycznie czerwoną ikonkę
na ekranie i przewracam się na plecy nasłuchując pierwszych kroków w mesie.
Charakterystyczne skrzypienia podpowiadają, że ktoś właśnie wszedł do kingstona
i nie ma co się spieszyć z wyjściem ze śpiwora. Monika patrzy na mnie
zrozpaczonym, pełnym negacji wzrokiem:
- może jeszcze pięć minut – pyta,
dobrze wiedząc, że porannego „doleżenia” nie odmawiam prawie nigdy.
Wszędzie dobrze, ale w śpiworku najlepiej! K. Pawełczyk |
Patrzymy to
na siebie, to na sufit bez konieczności mówienia na głos o czym właśnie obie
myślimy. Będzie ciężko. Będzie zimno. Będzie zimno i ciężko. Dawno już nie
odczuwałam takiego niepokoju przed wyjściem w morze – strach narastał we mnie
od rozkołysanego lądowania w Keflaviku i dzisiejszego poranka osiągnął punkt
kulminacyjny. Poprzednia doba na morzu nie pozostawiła mi złudzeń, których i tak
za wiele nie miałam. W końcu wiedziałam na co się decyduje. Wzmożony ruch w
mesie ostatecznie skłania nas do opuszczenia ciepłych i przyjaznych śpiworów.
Zabieramy się kolektywnie za zrobienie śniadania. Na szczęście nie ma pospiechu
i mimo obaw wiszących w powietrzu, atmosfera w załodze jest doskonała. To
niesamowite kiedy spotyka się garstka nieznających się ludzi i tworzy jedną,
zgraną i świetnie się dogadującą załogę w zaledwie kilkanaście godzin.
Dokładnie tak jest u nas – to dopiero druga wspólna doba, a można odnieść wrażenie,
że znamy się od zawsze i bynajmniej nie jest to nasz pierwszy wspólny rejs. Po
śniadaniu Michał z Tomkiem idą złapać trochę cennego internetu, a wraz z nim
prognozy na najbliższy przelot. Babska część załogi natomiast pilnie wykonuje
polecenia przygotowania jachtu i siebie do drogi. Istna sielanka kończy się
dopiero, kiedy panowie wracają z najświeższymi informacjami meteo… Sztorm goni
sztorm, więc niezależnie jaką drogę wybierzemy dostaniemy po tyłkach. Tego się
spodziewaliśmy, a mimo to napięcie związane z przelotem na Wyspy Owcze wypełnia
każdy centymetr sześcienny mesy. Konkluzja jest jedna – im szybciej dotrzemy na
miejsce, tym lepiej. Jako kapitan stażysta na Joinusie dostaje polecenie od
Michała przygotowania manewru odejścia od nabrzeża i podejścia do tankowania. Wychodzę
na pokład i układam w głowie dobrze znany mi manewr odejścia na szpringu
rufowym. Patrzę w kierunku wyjścia z fiordu – woda jest spokojna, kompletnie
nie zapowiadając tego co nas spotka na pełnym morzu. Niebo leniwie odbija się w
płaskiej wodzie i wszystko dookoła sprawia wrażenie wiernych kibiców,
powtarzających jak mantrę: „morze nie zrobi ci krzywdy, nie bój się”. Z potoku
myśli wyławia mnie kapitan:
- gotowa?
- już bardziej gotowa nie będę –
odpowiadam zgodnie z prawdą.
Pora w morze nam... G. Sokołowicz |
Przekręcam kluczyk i… nic. Silnik
zastrajkował, przekazując nam do wiadomości, że i on nie ma ochoty tułać się po
rozszalałych wodach Atlantyku. O ironio – awaria silnika właśnie teraz. Tomek z
łaciną na ustach nurkuje w komorze poczciwego diesla. Gmera, stuka, wyciąga,
poprawia, klnie i znowu nurkuje. Wreszcie pada wyrok – teraz tego nie naprawi,
trzeba będzie odpalać ręcznie z mesy. Wskakuje znowu pod pokład, tym razem efektem jest miarowy pomruk, który będzie nam
towarzyszył przez większą część rejsu. Cumy zostały oddane, a Joinus elegancko
i niespiesznie odkleja się od nabrzeża.
- przygotować cumy do podania na
ląd – rzucam komendę i po chwili staje już przy dystrybutorze z paliwem. Gosia
jak zwykle wybiegła na brzeg z aparatem, wykorzystując do ostatniego momentu
kolejne perspektywy fotograficzne.
Gosia dzielnie oprawia dorsza K. Pawełczyk |
Po chwili przychodzi z rybakiem. Polskim
rybakiem. Polskim rybakiem, który w ramach narodowej i morskiej solidarności
przyniósł nam świeżo złowionego dorsza. Ot miły gest na pożegnanie z Islandią.
Paliwo jest, ryba jest, względna gotowość na spotkanie z żywiołem też się gdzieś
kryje na pokładzie – teraz nie ma już odwrotu, ruszamy na pełen Atlantyk.
Katarzyna Pawełczyk
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz