10.2017 r.
Zakładam niespiesznie sztormiak na o połowę mniejszą ilość warstw ubrań niż na początku rejsu, co dobitnie świadczy o zbliżającym się porcie przeznaczenia. Zuza drobnym druczkiem zapisuje notatki do dziennika pokładowego, Michał sprawdza raz jeszcze pływy, a Monika rozkoszuje się ostatnimi chwilami dobrego zasięgu. Zaraz ruszamy do Szkocji.
Zakładam niespiesznie sztormiak na o połowę mniejszą ilość warstw ubrań niż na początku rejsu, co dobitnie świadczy o zbliżającym się porcie przeznaczenia. Zuza drobnym druczkiem zapisuje notatki do dziennika pokładowego, Michał sprawdza raz jeszcze pływy, a Monika rozkoszuje się ostatnimi chwilami dobrego zasięgu. Zaraz ruszamy do Szkocji.
Obowiązki, obowiązki K. Pawełczyk |
Późne popołudnie ma zapach jesieni. Łąki szczelnie pokrywające
horyzont mienią się ciepłymi barwami października. Moje myśli zataczają
szerokie kręgi – od Islandii, przez wszystkie archipelagi, jakie dane nam było
odwiedzić podczas tego rejsu, przez obowiązki zawodowe coraz śmielej
przypominające o swoim istnieniu, aż po zbliżającą się kolejną wielką podróż –
podróż do Peru. Morza z wiatrem zawsze w dziób chwilowo mam serdecznie dość,
ale z drugiej strony wcale nie chce wracać do domu i kończyć tej niezwykłej
przygody.
- Wszyscy gotowi? – moje wędrówki
w głębokie zakamarki głowy przerywa Michał odpalający silnik.
Wachta II M. Sokołowicz |
Przygotowanie manewru odejścia od
kei mamy opanowane niemalże do perfekcji – załoga jest zgrana w każdym calu.
Kapitan spokojnie kieruje nasze kilka metrów kwadratowych w główki portu. Przesuwający
się krajobraz jest zupełnie inny niż dotychczas – zamiast wysokich, stromych
klifów i ostrych skał, mijamy zupełnie płaską przestrzeń upstrzoną od czasu do
czasu niską zabudową, latarniami i zameczkami, które są tutaj tak powszechne
jak kopalniane szyby na Śląsku.
Ostatnie spojrzenie na Orkady K. Pawełczyk |
Wachta druga, zwarta i gotowa, melduje się na
deku. Jakoś mi nieswojo, że zamiast sztormiaka mam na sobie tylko puchówkę, ale
po raz pierwszy od miesiąca jest mi ciepło! Radość czai się na każdym
centymetrze kwadratowym pokładu, a do
tego szykuje się naprawdę boski zachód słońca. Delikatne obłoczki przyozdabiają
różowiejące niebo, które raczy nas nieziemskim spektaklem barw.
Spektakl K. Pawełczyk |
Słońce ustawiło
się na pozycji do zanurzenia się w horyzoncie. Jednym susem schodzę
po aparat – nie uwiecznić czegoś takiego, byłoby strasznym grzechem. Przez
chwilę prawie cała załoga, uzbrojona w aparaty różnej kategorii, towarzyszy nam
na pokładzie. Jest na tyle ciepło, że Tomek
przez prawie czterdzieści minut siedzi w t-shirtcie…
Dobranoc K. Pawełczyk |
Po zachodzie słońca daje się
odczuć nieprzyjemne podmuchy zimnego wiatru, a niebo nieśpiesznie lecz
konsekwentnie zasnuwa się kołdrą ciężkich, szarych chmur. Silnik ciężko walcząc
z zabłąkanymi prądami niesie nas na południe – do Peterhead. Ciekawe czy coś
się tam zmieniło. Kilka lat temu czekałam tam na okno pogodowe między
sztormami, żeby przepłynąć do Bergen. Pierwszy raz w roli bosmana, zgrabiałymi
palcami od zimna i deszczu szyłam potarganą genuę, słuchając odgłosów dobrej
imprezy, dobiegających spod pokładu. Poczucie obowiązku, silnej
odpowiedzialności i dumy z powierzonych mi zadań sprawiały, że nie żałowałam
ani jednej minuty spędzonej na deku. Pierwszy raz w roli oficera, pierwszy raz
na Morzu Północnym, pierwszy raz długie godziny na nocnych wachtach sama na
pokładzie, pierwszy raz w tak ciężkich
warunkach. Pierwszej nocy byłam przerażona, a w głowie tłukło się tylko jedno
pytanie – po co mi to było? Kiedy jednak po tej nocy wstał dzień – równie zimny,
mokry i nieprzyjazny jak poprzedni, a po nim nastała równie zimna, mokra i
nieprzyjazna noc jak poprzednia, a ja
musiałam znowu wyjść sama na długą wachtę, nagle poczułam, że jestem w
dokładnie tym miejscu w jakim być powinnam, że robię dokładnie to, co robić
powinnam i że to co robię kocham najbardziej na świecie. I to właśnie tu –
gdzieś między Peterhead i Bergen, nieprzejednane fale Morza Północnego
ugruntowały moją wielką, morską miłość do tego stopnia, że potem nie
przepuściłam ani jednej okazji, żeby żeglować, a w ostatnim roku nie było w
zasadzie miesiąca bym na morzu nie była. Właśnie dlatego tak bardzo cieszę się
na spotkanie z tym portem i niemal namacalnymi wspomnieniami sprzed kilku lat. Wracam
do źródeł mojego żeglarskiego szaleństwa.
Katarzyna Pawełczyk
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz