Piach pod stopami, błękitne niebo nad głową i szum morza w uszach - spełnienie marzeń! Fot. K. Pawełczyk |
Uwaga - odjazd
Dochodzi godzina 19:00. Punktualnie dojeżdżam do Katowic, gdzie czeka na mnie Kamil i początek niesamowitej przygody. Z lekkim niepokojem spoglądamy na tablice odjazdów na Dworcu Głównym, modląc się w duchu o punktualność składu zmierzającego prosto z Pragi. Moje doświadczenia z międzynarodówkami, a zwłaszcza tymi, którymi mam się dostać do Warszawy są… cóż tu dużo mówić nienajlepsze – jeszcze nigdy nie dojechałam do stolicy punktualnie. Wprawdzie zapas czasowy na przesiadkę mamy rozsądny, ale biorąc pod uwagę wybitne możliwości naszych najdroższych PKP wolę nie zapeszać. O dziwo po ok. dziesięciu minutach spędzonych na peronie w pełnej gotowości pada niewyraźny komunikat: „Pociąg ekspresowy relacji Praga – Warszawa Wschodnia wjedzie na tor 10 przy peronie IV”. PUNKTUALNIE!
Im dalej na północ, tym zimniej...
Nasz wagon, jak się potem okaże biegun zimna, znajduje się na końcu składu, więc mimo nieprzyzwoitego upału i ciężaru na plecach, od którego ciało zdążyło się kompletnie odzwyczaić, naszą wędrówkę zaczynamy od biegu. Pierwsze wrażenie po wejściu jest błogie – upragniony chłód otula każdy centymetr kwadratowy rozgrzanego ciała – nieśmiało w głowie pojawia mi się slogan reklamowy: „PKP zapowiada się dobra podróż”. Jak bardzo błędny to jest slogan przekonuje się już po godzinie spędzonej w tej pędzącej jakieś 120 km/h Arktyce – mimo ubrania na siebie wszystkich ciepłych warstw, przewidzianych na tą wyprawę, dalej szczękam zębami z gracją paralityka. Mam wrażenie, że bardzo źle się spakowałam – jeśli takie będą noce pod namiotem, to może nawet śpiwór nie pomoże w osiągnięciu komfortu cieplnego…
Kiedy w środku lata musisz przyodziać najcieplejszą bluzę - zachowaj dobry humor! |
Dobre, bo czeskie
Korzystając z uroków i zalet czeskiego pociągu, udajemy się do Warsu. Jakież jest nasze zdziwienie, kiedy okazuje się, że w pozostałych wagonach temperatura nie tylko nie powoduje odmrożeń ale wręcz jest przyjemna! Po przejściu czwartego korytarza wreszcie przestaje się trząść jak osika, choć kiedy docieramy do przytulnej składnicy czeskich trunków, mam ochotę zapytać, czy zaserwują mi grzane piwo – tak, tak – w środku upalnego lata…
Czeski pociąg, czeski film Fot. K. Pawełczyk |
Za oknem stolica
Po wzmocnieniu złocistym napojem zza południowej granicy Warszawa materializuje się w błyskawicznym tempie. Pięknie oświetlona, stolica szybko przesuwa się za oknem. Spojrzenie na most Świętokrzyski, potem kadr na Stadion Narodowy i pojawia się napis „Warszawa Wschodnia”. Z pociągu wychodzimy jak kosmici – szczelnie ubrani w grube bluzy, długie spodnie i pełne buty przy jakiś 26°C. Mimo wciąż solidnego chłodu na duszy, pierwsze kroki kierujemy do McDonalda po… lody. Ahh te nocne zachcianki ;)
Prosto na Hel
Pociąg na Hel, o dziwo, również przyjeżdża
punktualnie. Patrzymy na siebie uśmiechniętym, ale porozumiewawczym spojrzeniem.
W końcu idzie zbyt gładko jak na narodowego przewoźnika. Podejrzenia okazują
się słuszne – trzeba przepiąć lokomotywę. Ze stolicy wyjeżdżamy więc z pół godzinnym
opóźnieniem. Teraz jednak bez stresu –
nigdzie już nie musimy się przesiadać. Ba,
teraz już nigdzie nie musimy się spieszyć. Teraz zaczyna się nasz
wymarzony urlop. Bez spiny, bez stresu, trochę bez sztywnego planu i prawie bez
zegarków. Helu, nadjeżdżamy!
Katarzyna Pawełczyk
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz