Szczęśliwi, nieco zmęczeni i
zaopatrzeni w maleńką buteleczkę białego wina, dla uczczenia tak zacnego momentu,
ruszamy w kierunku plaży we Władysławowie – tej po zachodniej stronie portu.
Polskie Los Gigantes - cudowne klify Fot. K. Pawełczyk |
Hel rozpieścił nas pustymi plażami, ciszą i majestatycznym spokojem Bałtyku,
tymczasem rzeczywistość zachodniej strony mocy (choć właściwszym byłoby użycie
słowa „niemocy”) wjechała w nas niczym rozpędzone Pendolino – dzikimi tłumami i
gęstością rozłożenia parawanów znacznie przewyższającą pojemność przeciętnej
plaży. Jedynym plusem tego odcinka jest prawie dwukilometrowy, drewniany deptak
wzdłuż wydm. Niestety przejście tą wygodną drogą wymaga umiejętności niemal
kaskaderskich – co rusz wyskakuje ktoś z naręczem piwa w plastikowych i zbyt
miękkich kubkach lub rozradowane kolejną porcją lodów dziecko, zupełnie nie
patrzące w kierunku poruszania się.
Tłumy nieco się przerzedzają Fot. K. Pawełczyk |
Wraz z końcem bajecznie
utwardzonej autostrady plażowej zaczynają przerzedzać się tłumy i plaża wraca
do swojego właściwego kształtu. Niezauważenie – być może przez walkę o
przetrwanie na deptaku, z wydm wyrosły majestatyczne klify – polskie Los
Gigantes! Miejsce wydaje się być odpowiednie na świętowanie naszego małego,
prywatnego zwycięstwa nad siedzącym trybem życia, bolinóżkami i ogólnym
niechciejstwem.
Leżing, plażing, celebrating Fot. K. Pawełczyk |
Otwieramy jeszcze chłodną buteleczkę i wznosimy toast za
cudowną przygodę, obserwując nieśmiało chowające się za klifem słońce. Niby
nic, a jednak to właśnie takie chwile są absolutnie bezcenne. Z tej pięknej
sielanki wyrywa nas podchwytliwy chłód, który natychmiast skorzystał z okazji i
wkradł się niepostrzeżenie za zachodzącym słońcem.
Autentycznie dobrze smakowało w upalne popołudnie! Fot. K. Pawełczyk |
Gdzieś nad nami jest camping, ale
strome i niewzbudzające zaufania schody nie motywują do szybkiego wejścia na
górę i rozłożenia naszego przenośnego domu. Schód za schodkiem pniemy się do
góry napędzani marzeniami o kolacji, gofrach i dobrym piwie, które skądinąd
dziś należy nam się jak nigdy. Szczęśliwy traf pokierował nas na schody wiodące
od razu do naszego docelowego campingu – czy może być lepiej?
Katarzyna Pawełczyk
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz