Godzina 1800 - wreszcie wypływamy! Dzień czy noc, to bez znaczenia – obie pory wyglądają
identycznie. Kierujemy się na północ do Amsterdamoya i Virgohamny. Będą to
najdalej na północ wysunięte miejsca, do jakich dotrzemy (79° 40' N 10° 30' E).
Płyniemy bezpośrednio, bo jak to Marcin stwierdził „dobrze nam zrobią dwa dni w
morzu”. Wiatru zdecydowanie brakuje, a wachty silnikowe mijają wolno. Pogoda
robi się deszczowa i mglista. W zasadzie
poza dziobem jachtu niewiele widać.
Budzę się na poranną wachtę.
Poubierani grubo i zmarznięci ludzie na deku nie napawają optymizmem. Robimy
śniadanie – dziś jajecznica. Na walkę z mgłą niezbędne jest dobre przygotowanie
kaloryczne. Kiedy jednak wychodzimy na wachtę mgła opada z sił i zza jej
resztek wychodzi słońce i pięknie ośnieżone szczyty gór.
Mgły opadają... M. Byrska |
Nasi poprzednicy
podobno widzieli wieloryba – nam pozostają foczki bawiące się w oddali. Widoki
zapierają dech w piersiach, a cała załoga zapomina o ciepłych kojach i wychodzi
na pokład robić zdjęcia i kręcić filmy.
Resztki mgły, ciepła herbatka i podziwianie widoków - bosko! :) M. Byrska |
Pada propozycja wciągnięcia
Adasia na maszt i zrobienia kilku ujęć z góry. Nie muszę chyba pisać, że
wszyscy reagujemy niezwykle ochoczo. Po chwili, Adaś w pełnym rynsztunku,
uzbrojony w aparat i GoPro melduje się na pokładzie, gotowy do podniebnych
wojaży. Zaraz za nim wyskakuje Marcin z ławeczką bosmańską. Zanim jednak Adaś
pofrunie do góry, na maszt zostaje wciągnięta kamerka w różnych kombinacjach. W
końcu jedzie nasz reporter – mimo lekkiego stresu uśmiech nie schodzi z jego
twarzy. Gdy dojechał do końca, wyciąga niepewnym ruchem aparat i zaczyna
organizować plan filmowy. Nie trzeba
było długo czekać – kapitan postanawia, dla urozmaicenia akcji, postawić żagle.
Fruuu na górę! M. Byrska |
Zaszczyt sterowania w tej doniosłej chwili (pierwsze stawianie wszystkich żagli
na rejsie) przypada mnie. Ostrze do wiatru, każda para rąk na pokładzie
znajduje swoją linę do obsługi – luzuj! Wybieraj! Majestatyczne żagle w pełnej
okazałości ozdabiają jacht. Ja z kolei odczuwam przypływ endorfin – nareszcie
łódka jest napędzana jedynym właściwym sposobem. Silnik milknie, a my z
nieskrywaną radością halsujemy się na północ. A więc zwrot i jeszcze jeden.
Adaś przyklejony do masztu dzielnie uchwycą wszystko czujnym okiem kamery.
Materiał będzie pierwsza klasa!
Zmarznięty filmowiec zjeżdża na
dół:
- Ale fajnie było! – uśmiech
sięga prawie do ósemek.
Uśmiechnięci - wreszcie słońce! |
Katarzyna Pawełczyk
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz