W pełnym słońcu dopływamy do Amsterdamu.
Urocza i dość spora zatoczka ukryta między górami. Pada propozycja zejścia na
ląd.
Ląd po wielu godzinach rejsu... M. Byrska |
Arktyka zapiera dech! M. Byrska |
Niezawodny środek transportu ;) M. Byrska |
Krajobraz choć bardzo surowy wyglądał naprawdę majestatycznie i po prostu pięknie. Ostre skały, gdzieniegdzie pokryte mchem i każdym rodzajem porostów, masa kamyczków o najróżniejszych kolorach i kształtach oraz mikroskopijnych rozmiarów kwiatuszki zderzone były ośnieżonymi szczytami po drugiej stronie zatoki. Po środku wypłaszczenia, które dzięki dużej ilości mchu wyglądało jak łąka, znajdowało się maleńkie jeziorko obsadzone dookoła ptakami. Całość wygląda niesamowicie!
Bez broni na ląd ani rusz! M. Byrska |
Dochodzimy do plaży przy otwartym morzu, myjemy gumiaki i decydujemy się wracać na jacht. Tylko Marcin, Adaś i Krzysiek decydują się zdobyć jedną z gór. Nie trwa to jednak za długo – zaraz po rozdzieleniu się znajdują świeże ślady misia, więc trzeba po nich wracać. Szczytu wprawdzie nie zdobyli ale zrobili rewelacyjne zdjęcia. Gdyby ktoś pytał jak oszukać perspektywę, to polecam korepetycje u Panów wymienionych powyżej.
Dzielna ekipa zdobywców :) |
Wachty kotwiczne załoga wzięła
sobie do serca i zamiast dwóch osób, tej nocy siedziało siedem. Pełni gotowości
do mobilizacji w razie „w” pijemy po kieliszku rumu dla rozgrzewki. Cóż tu dużo
mówić – Kapitan Morgan szybko przyłączył się do wachty i pełnił służbę do
samego rana.
Do koi kładę się koło 0700 a gdy budzę się na śniadanie, okazuje się że muszę szybko biec do kambuza gotować obiad, bo dochodzi 1400! Wachty kotwiczne do łatwych zdecydowanie nie należą… ;)
Bo słońce latem nie zachodzi... M. Byrska |
Do koi kładę się koło 0700 a gdy budzę się na śniadanie, okazuje się że muszę szybko biec do kambuza gotować obiad, bo dochodzi 1400! Wachty kotwiczne do łatwych zdecydowanie nie należą… ;)
Katarzyna Pawełczyk
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz