Czyszczenie burt poprzedniej nocy
tak rozochociło naszego kapitana, że na pół następnego dnia przygotował załodze
kolejne bosmańskie rozrywki. Zanim jednak nauczyliśmy się robić profesjonalne
opaski na linach, zaliczyliśmy kolejne odwiedziny w svalbardzkim markecie. Tym
razem na tapecie zakupowej znalazły się szarlotkowe składniki. Biorąc pod uwagę
już prawie roczną tradycje szarlotek rejsowych i tym razem nie mogło ich
zabraknąć! Odgadywanie czy pojemniczek z dziwnym napisem i rysunkiem ciasta to
proszek do pieczenia czy inny specyfik zajmuje trochę czasu. Jak się zresztą
później okaże nie wszystkie składniki udało się dobrze rozszyfrować i trzeba
będzie podjąć akcje ratunkową ciasta.
W każdym sklepie czeka miś... M. Byrska |
Zadowoleni z siebie rozsiadamy
się w mesie. Błogość nie trwa jednak za długo – po chwili wpadają do środka
pierwsze krawaty do naprawienia. Jako, że cześć z nas będzie po raz pierwszy
reanimowała liny, Marcin udziela nam szybkiego instruktażu. W zasadzie sprawa
jest banalnie prosta: pętelka, kilka zakrętasów wokół liny, węzełek,
zaciągnięcie i już, gotowe. Do bosmańskiego cv dołącza kolejna, po szyciu
żagli, pozycja. Gdyby nie konieczność wytatuowania czegoś brzydkiego na
przedramieniu, zmieniłabym zawód jak nic!
Katarzyna Pawełczyk
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz