Kąpiel w Morzu Grenlandzkim?
Brzmi strasznie? Brzmi jak wyzwanie! Po kolacji z wielorybem pada propozycja:
kto chce popływać? Nie zastanawiając się za wiele, ręce moje i Marty
wystrzeliwują w górę w geście zgłoszenia gotowości do pluskania. Chwilę później
ubieramy się w strój do pływania, a że jakie morze takie bikini, tym razem nie
będą to skąpe skrawki materiału zakrywające jedynie miejsca powszechnie uważane
za intymne, a… ratunkowe kombinezony wypornościowe. Pełen profesjonalizm, a co!
Wprawdzie na początku nieco sceptycznie podeszłyśmy do kwestii utrzymania w
nich ciepła i wodoszczelności, ale w końcu nie codziennie ma się okazje
zanurzyć w arktycznych wodach, przy czym słowo „zanurzyć” jest mocno
przesadzone.
Zwarte i gotowe do kąpieli ;) |
Wszelkie normy czasu na ubranie
kombinezonu pobijamy na głowę, ba – gdyby nie chłopaki trwałoby to jeszcze
dłużej. Tak więc z nie małą pomocą zakładamy pomarańczowe wdzianka i w
pierwszej kolejności wskakujemy, z gracją hipopotama, do kajaka. Kajakowanie
jednak nie trwa za długo, bo pokusa wskoczenia do niemal błękitnej wody o
temperaturze +/- 2 stopni jest ogromna!
Lewa, prawa, lewa, prawa... |
Sigma i Pi stają na rufie, by ostrożnie
i z lekką niepewnością zejść po drabince do lodowatej wody. Marta unosi się już
na wodzie z uśmiechem pięciolatka obdarowanego dużą porcją słodyczy, czas na
mnie. Pierwszy schodek pokonuje spokojnie, po czym rzucam się na plecy z
jeszcze większym bananem na twarzy. Królowe arktycznych wód unoszą się na
wodzie raczej niezgrabnie, ale za to z jaką radością! Nadmienię tylko, że harce
odbywają się o 2 w nocy, co biorąc pod uwagę dzień polarny z jego wszelkimi
zaletami, wcale nam nie przeszkadza.
Tyyyyyle radości! |
W tym samym czasie Marcin postanawia
skorzystać z kombinezonowej okazji i porządnie wyczyścić burty swego ukochanego
jachtu. Wyobraźcie sobie człowieka w pomarańczowym wdzianku ratowniczym,
stojącego na pontonie z wiertarką w jednej i pastą do czyszczenia w drugiej
ręce – tajemnica pseudonimu „człowiek z wiertarką” została definitywnie
wyjaśniona. Kiedy burty są dostatecznie wypieszczone w oczach dzielnego kapitana
pojawia się kolejny błysk – z pełnym rozmachem wskakuje do wody, chwila
zanurzenia i akrobatyczny wyskok spowodowany powietrzem, które nie zezwala na
pozycje inną niż spokojne dryfowanie na powierzchni. Na wodne harce decydują
się również Misiek i Adaś. Wszyscy zostajemy gwiazdami zdjęć japońskich
turystów i główną atrakcją portu tej nocy. Takie niewinne kombinezony, a tyle
szczęścia. W razie okazji nie zastanawiajcie się, próbujcie – wrażenia
niezapomniane!
Ku niezachodzącemu słońcu... |
Katarzyna Pawełczyk
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz