Z opowieści poprzednich załóg
wynikało, że czeka nas mnóstwo bliskich spotkań z zimnolubnymi zwierzakami –
niedźwiedzie polarne lisy, foki, morsy, wieloryby – cała gama. W zasadzie już
na początku rejsu postanowiliśmy zaaranżować pierwsze randez- vous. Krótka
wizyta w popularnej knajpie i mamy zarezerwowany stolik na wieczór. Punktualnie
stawiamy się w Kroa, a kelner wskazuje nam przytulne miejsce w rogu komercyjnie
przystrojonej sali. Catch of the day – wieloryb w sosie z czerwonego wina ze
szparagami, czerwoną cebulką i pieczonym ziemniakiem, brzmi dobrze. Załoga
dzieli się na tych co skusili się na romans z wielorybem oraz na tych, którzy
stawiają na sprawdzone połączenia – steki, oczywiście średnio wysmażone.
Pan wieloryb we własnej osobie! K. Pawełczyk |
Danie dnia okazało się strzałem w
dziesiątkę! Kruche, ale soczyste czarne mięso ze wszystkimi dodatkami komponuje
się wspaniale, a Kapitan ogłasza, że jest to najlepszy wieloryb jakiego do tej
pory jadł ( a jadł ich sporo). Chłopaki z nad steków patrzą nieco zazdrosnym
wzrokiem, ale uparcie twierdzą, że nie wyboru nie żałują.
Jak się później okazuje, to
spotkanie z wielorybem było najbliższe i jedyne potwierdzone, chociaż niektórzy
twierdzą, że widzieli na wachcie jakąś płetwę czy grzbiet, które z całą
pewnością należały do wielorybów. Niech tak będzie ;)
Katarzyna Pawełczyk
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz