Około 3 nad ranem wypływamy do
Longyearbyen. Chwila zachwytu nad lodowcem, znajdującym się naprzeciwko zatoki
i wszyscy, którzy akurat nie mają wachty bez wahania składają się w koje. Po
drodze płyniemy do jeszcze jednego lodowca. Akurat na mojej wachcie jest nam
dane dotrzeć na miejsce – z każdą milą przybliżająca do celu czuć coraz
dotkliwiej chłód. Niemniej jednak wrażenia związane z zobaczeniem z bliska
lodowca, szybko wypierają termiczny dyskomfort. Mamy to szczęście, że lodowiec
postanowił się cielić akurat w naszym towarzystwie. Ogromny huk, chwila ciszy, wielka bryła odrywa się od czoła i wpada do
wody. Widok nie z tej ziemi!
Pierwszy lodowiec M. Byrska |
Działo Mistrza M. Byrska |
Kapitan prosi wszystkich na
pokład – będzie przemowa. W szaleństwie robienia zdjęć i ujęć filmowych nikt
nie spodziewa się, że nie będą to lekkie słowa.
- Można powiedzieć, że w tym
miejscu został nasz kolega z jednego z pierwszych etapów – zaczął Marcin.
Beztroska zniknęła błyskawicznie z naszych twarzy, a atmosfera zrobiła się
gęstsza od lodu, który nas otaczał.
- Pod koniec rejsu przypłynęli tu
zrobić ostatnie zdjęcia. Piotr, którego największym marzeniem była Arktyka, był
zachwycony rejsem. Przez cały czas powtarzał, że to spełnienie jego
najskrytszych snów. Lodowiec, pod którym jesteśmy niezwykle go zachwycił –
kontynuował Marcin.
- W zasadzie mieli już stąd
płynąć do portu. Piotr zszedł do nawigacyjnej zapisać pozycję i zasłabł. Mimo
szybkiej akcji ratunkowej i ponad dwugodzinnej reanimacji, nie udało się go
uratować. Uczcijmy minutą ciszy jego pamięć w miejscu, w którym zginął spełniając
marzenia.
Od bieli aż po granat M. Byrska |
Zamilkliśmy patrząc w lodowiec
osłupiałym wzrokiem. Każdy nieco pobladł i uciekł myślami w tylko sobie wiadome
miejsca. Głęboką ciszę przerywał tylko chrzęst lodowca, próbującego zaznaczyć w
tym momencie swoją obecność.
- Pożegnaliśmy właśnie
kolegę Piotra Pietrzniaka.
Powrót do portu w Longyear zmusił
nas do zejścia na ziemię i zajęcia się rejsową rzeczywistością. Trzeba zrobić
zaopatrzenie na całe 2 tygodnie – ewentualnych błędów nie będzie dało się
naprawić, do cywilizacji wrócimy dopiero pod koniec wyprawy.
Katarzyna Pawełczyk
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz