Płyniemy nieco ponad 6 godzin i
znajdujemy ukryte w zatoce miasto duchów. Obecnie na stałe mieszka tam 6 osób w
zasadzie odciętych od świata. Kilka bloków, szkoła, szpital, basen, hala
gimnastyczna, kopalnia, hotel, jakieś warsztaty – na pierwszy rzut oka widać,
że wcale nie tak dawno, tętniło tu życie. Jeśliby zajrzeć przez okna do
mieszkań na najniższych piętrach, można dostrzec rozwieszone ręczniki, słoik
ogórków kiszonych czy rozłożoną gazetę – wszystko robi wrażenie jakby
mieszkańcy któregoś dnia po prostu wyszli z domów i już nigdy nie wrócili.
Niestety poza zaglądaniem do okiem nie wolno nam wchodzić do środka – Sasza
tegoroczny przewodnik surowo zabrania nam wewnętrznej eksploracji.
A lodowiec niezmiennie patrzy... M. Byrska |
W pierwszej kolejności kierujemy
się do baru, spełniającego również rolę muzeum na życzenie turystów –
najtłumniej odwiedzanej i w zasadzie jedynej atrakcji współczesnego Pyramiden.
Coś i na ząb i na pragnienie M. Byrska |
W przedsionku należy zdjąć buty i zaopatrzyć się w gustowne barowe klapki
(każdym w innym rozmiarze), po czym można już na spokojnie udać się do
ciepłego, nieco kiczowatego ale z duszą, przybytku rosyjskiej wódki, piwa i
barszczu. Zamawiamy wszystkie specjały – grzechem byłoby nie spróbować! Po
chwili siedzenia w sercach, duszach i ciałach robi się naprawdę gorąco –
najpierw nieśmiało zrzucamy polary, potem bluzy a na końcu bez skrępowania
zostajemy w t-shirtach. W międzyczasie otwiera się na życzenie turystów muzeum
i sklepik z pamiątkami. Kolejny wypchany niedźwiedź i mewa, trochę dokumentów
zapisanych cyrylicą oraz kronika z dziejami Pyramiden, utwierdzająca w
przekonaniu, że ludzie prowadzili tu naprawdę szczęśliwe życie.
Kronika minionych czasów M. Byrska |
A Lenin dalej czuwa M. Byrska |
Jedynym miejscem nieobjętym zakazem jest „Ptasi Pałac”, czyli budynek w całości zarekwirowany przez tutejsze mewy. Atmosfera jak z Hitchcocka. Dwóch śmiałków – Adam i Marcin, decyduje się wejść do środka. O ile dla Adasia, ze względu na brak węchu, sprawa jest prosta o tyle Marcin po wyjściu ma wymalowane na twarzy wszystkie odcienie zieleni i bieli.
Ptasi pałac M.Byrska |
Przechodząc koło basenu zauważamy otwarte tylne drzwi. Ciekawość i żądza adrenaliny, podsycone rosyjskimi trunkami, wzięły górę, po chwili już buszujemy w środku. Sceneria jak z najlepszych horrorów: obdrapane ściany, odpadające kafelki, pordzewiałe rury, grobowa cisza, w której słychać najmniejszy nawet szelest i my, ostrożnie stawiający kroki, bardziej w obawie przed Saszą niż przeszkodami budowlanymi czy duchami tego miejsca. Kilka schodów, parę metrów ciemnego korytarza, dwa zakręty i oto jest – basen w całej okazałości, bez wody wprawdzie, ale i tak robiący niesamowite wrażenie. Do tego drewniany sufit w szwedzkim stylu – niezwykle solidny, tak dobrze zachowany jak gdyby ktoś go wczoraj zrobił.
Zwiedzamy... M .Byrska |
Na basenowej widowni znajdujemy piwo – satysfakcjonującą wersję skarbu dla odważnych poszukiwaczy. A zatem zdrowie Saszy i Pyramiden!
Katarzyna Pawełczyk
Pozdrawiamy z Piramidy! |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz