Niebo wspaniałomyślnie odsłania
niewielkie skrawki błękitu z ołowianych chmur, dając nam jednocześnie
wytchnienie od nieustępliwego deszczu. Kolejne zupełnie niepozorne miejsce
skrywa cudowną, wielobarwną atrakcję turystyczną. Wysiadamy z samochodu z nieco
wymarzniętym optymizmem. Gosia jako pierwsza biegnie na skraj krateru i od razu
wydaje okrzyk zachwytu „łaaaaaał dziewczyny ale czad!”.
Magia K. Pawełczyk |
Przyspieszamy kroku by
jak najszybciej zobaczyć na własne oczy ten „czad”. Stajemy obok Gosi i oto
ukazuje nam się idealnie turkusowe jeziorko w soczyście kolorowym kraterze.
Jedna przez drugą wydaje okrzyki radości i zachwytu. Natychmiast w ruch idą
aparaty – zaczyna się szalona sesja w tym niecodziennym plenerze. Spust migawki
nie nadąża za łapczywie stukającymi palcami. Turkus, zieleń, czerwień i wiele odcieni brązu
tworzą nadzwyczajną kompozycję nawet w towarzystwie deszczowych chmur, uparcie
zabierających odpowiednie do tej scenerii światło.
Tak wygląda radość K. Pawełczyk |
Robimy rundkę wokół krateru
by nie zgubić żadnej perspektywy, po czym schodzimy nad wodę i ponownie idziemy
wzdłuż brzegu, robiąc całą masę zdjęć. Humory dopisują. Na kilka uroczych
klatek załapał się również pluszak Jeżyk – niestrudzony towarzysz Gosi, która
właśnie opowiada nam ciekawostki geologiczne przebierając w czerwonych
kamyczkach.
Jeżyk też miał swoją sesję! K. Pawełczyk |
Czas biegnie nieubłaganie - musimy
opuścić Kerið i ruszać w dalszą drogę. Tym razem na celowniku znalazły się
czarne plaże bazaltowe z ostańcami, które według legendy są nieszczęsnymi
Trollami zamienionymi przez promienie słoneczne w skały. Gosia ze szczegółami
opowiada nam legendę podczas długiej drogi. Deszcz ciągle walczy o dominację w
zjawiskach pogodowych, a ciśnienie leci na łeb na szyję. O zatrzymaniu się na
małej czarnej na jakiejś stacji benzynowej nie ma mowy – wokół nie ma zupełnie
nic i nic też nie wskazuje na to, by sytuacja miała się jakkolwiek zmienić w
ciągu najbliższej godziny. Zaczynamy z Moniką intensywne poszukiwania w
bagażniku pełnym spożywczych skarbów. Po piętnastu minutach intensywnego
fedrowania udaje nam się dokopać do czekolady i kawy w puszkach – jesteśmy uratowane!
Zestaw ratujący życie K. Pawełczyk |
Kofeina i cukier zrobiły swoje, więc w samochodzie znowu zapanowały ożywione
babskie rozmowy. Na horyzoncie majaczy niewyraźnie coś na kształt kolejnego
wodospadu o czym informuję resztę towarzyszek. Czasu do zmroku pozostało niewiele
więc na pomysł zbaczania z drogi by go zobaczyć, nie reagują nazbyt
entuzjastycznie. Na szczęście udaje mi się wynegocjować dwadzieścia minut w
napiętym grafiku. Gdy zajeżdżamy na miejsce okazuje się, że to jest dokładnie
ten wodospad, o którym marzyłam by go zobaczyć!
Trafiony, zatopiony K. Pawełczyk |
Niesamowite! Magia marzeń
działa nadal bez zarzutu. Tym razem to ja jestem tą biegnącą z radością małego dziecka. Nie wierzę, że tu
trafiłyśmy i to w taki sposób. Dobiega do mnie Gosia i wyciągamy dzielne
aparaty. Tym razem nawet pogoda nam sprzyja i ciepłe promienie oświetlają
miliardy spadających kropel wody.
To jest radość proszę Państwa! G. Sokołowicz |
Wgłębienie za wodospadem wygląda jak bajkowa,
soczyście zielona kraina za czarodziejską kurtyną wodospadu. Mięśnie twarzy
zaczynają mnie boleć od uśmiechu ale radość w dniu dzisiejszym jest tak wielka,
że nie jestem w stanie przestać się uśmiechać. Nigdy nawet nie wyobrażałam
sobie, że zobaczę coś takiego na żywo. Po krótkim spacerze jesteśmy całkiem
mokre i nieziemsko szczęśliwe.
Po drugiej stronie K. Pawełczyk |
Słońce powoli schodzi ku oceanowi,
a niebo mieni się na różowo. W ostatniej chwili docieramy na bazaltową plażę. Trzeba
przyznać, że „Trolle” o zachodzie słońca wyglądają zjawiskowo.
Trolle o zachodzie słońca K. Pawełczyk |
Atlantyk
wściekle bije w głęboką czerń bazaltowego piasku, tworząc mroczną atmosferę.
Wiatr nieubłaganie świszczy gdzieś w przestrzeni, przypominając bezlitośnie, że
walka jaką będziemy musiały stoczyć na oceanie jest coraz bliżej…
Katarzyna Pawełczyk
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz