Kolejny cel – Magdalenfjord z
pięknym lodowcem i niezwykle uroczą zatoką. Kiedy dopływamy na miejsce niebo
jest pozbawione jakichkolwiek chmur. Piękne słońce nadaje majestatu, blasku i podkreśla
niezwykłe kolory lodu – od bieli, przez błękit, po głęboki granat. Nikt nawet
nie myśli o spaniu w takim momencie. Znów cała załoga gromadzi się na
pokładzie, częściowo z bambusowymi kijami antylodowymi, częściowo z aparatami.
Tym jest błękit! M. Byrska |
Adaś, Marta i Darek zostają wysłani pontonem na robienie ujęć jachtu w całej
okazałości. Wprawdzie po przygodach dnia poprzedniego nieśpieszno im wracać na
ponton, ale czego się nie robi dla takich zdjęć w takich warunkach.
Środek transportu do zadań specjalnych. M. Byrska |
Na pokładzie zostaje ja,
Krzysiek, Marcin oficer i Marcin kapitan, który postanawia postawić komplet
żagli i wykonać serię efektownych zwrotów między górami lodowymi. Marcin
oficer, stojący w tej chwili za sterem nieco blednie na samą myśl o arktycznym
slalomie, ale co zrobić – kapitan każe, załoga musi. Żagle luz i po chwili
wybieraj. Usiłujemy zrobić to sprawnie i z gracją, ale biedny Krzysio, który
jest po raz pierwszy na morzu nie bardzo orientuje się w sytuacji i zamiast nam
pomagać, miota się niepewnie między szotami. Kolejne bryły lodu mijamy o włos,
a jacht nabiera coraz śmielej prędkości. Ekipa filmowa dawno została w tyle,
ale w zasadzie zapominamy, że zwroty miały być częścią scenariusza i mamy z
tego nieziemski fun! W końcu nie codziennie bierze się udział w arktycznych
regatach. Dopiero kiedy podpływamy na koniec bezpiecznego dystansu względem
lodowca, a kra robi się zbyt gęsta, pada komenda na zrzucenie żagli i powrót w
kierunku pontonu.
Ominąć kry... M. Byrska |
Piękno lodowca! M. Byrska |
Adaś trzęsie się z zimna, Darek i
Marta deklarują, że na chwilę obecną pontonu mają serdeczne dość, a my
klarujemy porozrzucane po całym kokpicie szoty. Mimo wszystko było warto! Na
pogodną noc zostaniemy w zatoczce. Wachta kotwiczna oczywiście angażuje całą
załogę. Przy czym nad ranem co chwilę ktoś wychodzi odpychać krę. Po obudzeniu
mam deja vu – wstaje na śniadanie, a podają mi obiad. Arktyka zagina czasoprzestrzeń,
jak nic!
Z bambusem na lód - strażnicy poszycia burt. M. Byrska |
Poranek przynosi jeszcze jedną
niespodziankę – zagadkę. Misiek siedzi w mesie z totalnie zrozpaczoną miną, a
gdy coś mówi zakrywa usta dłonią. Za każdym razem Marcin (oficer) prawie pęka
ze śmiechu. Nie wygląda to na tradycyjne przepychanki między nimi. W końcu
prawda wychodzi na jaw – Misiek obudził się bez zęba. Jak to? Co się stało?
Pytamy wszyscy. Odpowiedź jest mało satysfakcjonująca, bo ząb wypadł w
tajemniczych, niewyjaśnionych okolicznościach, a po obudzeniu Misiek oprócz zęba
spostrzegł na koi monetę o nominale 20 koron – cóż, wróżka zębuszka nie była
najhojniejsza… Kiedy cała załoga została już poinformowana o katastrofie,
poszkodowany domaga się wezwania helikoptera dentystycznego, albo przynajmniej
jednostki SAR i jest okrutnie rozczarowany, gdy na jego prośby i apele, pada
decyzja odmowna. Z kolei kiedy dzielna załoga prześciga się w propozycjach
pomocy i stworzenia jachtowego gabinetu dentystycznego z kleszczami, kropelką i
wiertarką w roli głównej, to Misiek, nie wiedzieć czemu, skoro chęci są
szczere, odmawia.
Marcin (kpt) po obiedzie
proponuje kajaki. Oczywiście zgłaszamy się z Martą od razu i bez zbędnego
myślenia, czy nie wygodniej byłoby poleżeć w koi. Wskakuje w kilka warstw
ciepłych ubrań, wracam po szelki i wskakuje do czerwonego kajaka jako pierwsza.
Płynę z Marcinem. Do kompletu z wiosłem dostaję GoPro, a Marcin w trakcie
kręcenia daje mi taryfę ulgową. Jeszcze wczoraj były tu pojedyncze kry, teraz
jest ich całe mnóstwo. Pływanie między nimi robi ogromne wrażenie. W dodatku
obok nas pływa, trochę nieśmiało, młoda foka – jest na co popatrzeć.
Kajakiem na poszukiwanie fok. M. Byrska |
Każde
otarcie o lód wywołuje bardzo nieprzyjemny, złowieszczy dźwięk. W głowie mam
wizje foki przewracającej kajak i nas w lodowato zimnej wodzie. Z mrocznych
wizji wyrywa mnie głuchy, znajomy dźwięk. Odruchowo patrzę w stronę najbliższej
góry lodowej. Nagle pęka i obraca się 360 stopni wokół własnej osi, a mewy
które do tej pory spokojnie tam wypoczywały, odlatują w popłochu. Jestem
zachwycona – takiej Arktyki oczekiwałam.
Następni w kolejce do
kajakowania, Marta i Krzysiek, już czekają na pokładzie na nasz powrót,
uchwycając czujnym okiem obiektywu nasze poczynania kajakowe. Kiedy wracają po
wykonaniu podobnej rundy wokół gór lodowych, zbieramy się do kolejnego
przelotu.
Katarzyna Pawełczyk
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz