0320 – do portu podjeżdża
taksówka. Pakujemy plecaki, żegnamy się z Marcinem (kpt.), który zostaje pomóc
Kubie (który przejmuje po nas jacht) w drobnych naprawach i Anią, która lot ma
dopiero w niedzielę. Ostatni rzut oka na port i ruszamy na lotnisko. Wita nas znajomy
wypchany niedźwiedź i uprzejme panie z SAS’a przyjmujące bagaże. Odprawę i
kontrolę przechodzimy błyskawicznie. W poczekalni na ścianach wiszą ogromne
obrazy ze zdjęciami lodowców, arktycznych zwierząt i zórz polarnych. Szybko
zleciało… Przed wejściem do samolotu jeszcze szybkie spojrzenia na krajobraz –
trzeba dokładnie zapamiętać każdy szczegół, by móc do Arktyki wracać w myślach.
Nie wiadomo, kiedy będzie nam dane wrócić fizycznie.
Pobyt na lotnisku w Oslo
ogranicza się do poszukiwań bagietek, które konsumowaliśmy poprzednim razem.
Dwie rundki tam i z powrotem, aż znajdujemy lotniskowe pyszności. Moja ulubiona
– z krewetkami + świeży sok z pomarańczy. Mimo ogromnego zmęczenia wraca do
mnie energia po tym śniadaniu. Żegnamy Norwegię ze smutkiem i wewnętrznym
poczuciem buntu przeciw powrotowi do rzeczywistości. Przed wejściem do
samolotu, tablice informacyjne ostrzegają o ponad trzydziestostopniowym upale w
Kopenhadze! Różnica temperatur kosmiczna jak na zaledwie kilka godzin.
Tłumy turystów w słonecznej Kopenhadze. K. Pawełczyk |
Kopenhaga rzeczywiście wita nas
słoneczną, gorącą pogodą. Mając siedem godzin oczekiwania na lot do Warszawy,
decydujemy się na szybkie zwiedzanie miasta. Z lotniska podróżujemy kolejką do
samego centrum, więc połączenie jest naprawdę wygodne. Nie wzięliśmy tylko pod
uwagę, że jest sobota i będą tłumy ludzi, przez które trzeba będzie się
przeciskać – co za odmiana. W cztery godziny udaje nam się zwiedzić centrum
Kopenhagi w pigułce pod czujnym okiem przewodnika - Marty, która kiedyś bywała tu
często. Po powrocie na lotnisko czeka nas równie niemały spacer, gdyż dojście
do bramki, z której będziemy lecieć zajmuje 15 minut spod sklepu wolnocłowego!
Po zlokalizowaniu właściwego miejsca padamy z Martą na fotele i zasypiamy jak
dzieci.
Ekspresowe zwiedzanie miasta. K. Pawełczyk |
Lot do Polski mija chyba
najszybciej spośród wszystkich dotychczasowych. Z nutką niepewności spoglądam
na bagaże wyjeżdżające na taśmę. Jest! Oto mój plecak – cały i zdrowy. To
oznacza, że wróciłam z rejsu bez cienia wątpliwości. Zaraz po mnie kolejni
członkowie jeszcze załogi odbierają swoje bagaże. Następuje moment pożegnań –
ostateczny dowód na to, że coś się skończyło i trzeba iść dalej. Zamiast
„cześć” mówimy „do zobaczenia” i mamy szczerą nadzieję, że tak będzie. Bardzo
się zgraliśmy przez te dwa tygodnie i wierzę, że jeszcze nie raz będzie nam
dane się spotkać.
Po wyjściu z lotniska dopada nas
z Martą dziwne uczucie niepokoju:
- Tu jest ciemno…
Katarzyna Pawełczyk
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz