sobota, 9 kwietnia 2016

Kanaryjskie 4 pory roku


Leniwy poranek w Los Realejos
K. Pawełczyk

Nieco zachmurzony poranek bezwzględnie zapanował w Los Realejos. Słabiutkie promienie nieśmiałego słońca próbują przebić się przez cienkie zasłony. Z salonu dochodzą pierwsze oznaki życia, co bezsprzecznie oznacza, że trzeba wstawać i ruszać na spotkanie z cudowną Teneryfą. Biorąc pod uwagę wczorajszą intensywną degustacje rumu z Gran Canarii, nie jest to zadanie proste. Niemniej wszyscy dzielnie zjawiają się w kuchni, znajdując sobie odpowiedzialne zadanie przy przygotowaniu śniadania.
Poszukiwacze przygód!
S. Pawełczyk
W końcu z małym opóźnieniem udaje nam się wyruszyć w podróż. W pierwszej kolejności jedziemy na Teide. Aby dotrzeć na najbardziej malowniczą drogę prowadzącą na szczyt, musimy wrócić się prawie pod samo Santa Cruz. Po niecałej godzinie jazdy dostaję wiadomość od znajomych – droga, którą chcemy wjechać na potężny wulkan jest zamknięta z powodu… śnieżnych zasp. Nadmienię tylko, że na dole jest ok. 18 – 20  przyjemnych stopni. Nieco rozczarowani, zawracamy do Icod – jeśli nie najbardziej malownicza droga na Teide, to wspaniałe, zielone ogrody w Icod właśnie. Jak się okazuje problem z parkowaniem ma wymiar zdecydowanie globalny i nie dotyczy wyłącznie Krakowa… Zanim udaje nam się znaleźć odpowiednie miejsca postojowe dla naszych wehikułów, robimy kilka rundek wąskimi uliczkami starego miasta.

Soczyste ogrody Icod
K. Pawełczyk

Same ogrody w połączeniu z oceanem i staro- kolonialną architekturą miasteczka, robią na wszystkich ogromne wrażenie. Głęboka soczysta zieleń roślin, chłodny majestatyczny błękit oceanu i mocne świeże kolory budynków tworzą niezwykle energetyczną mieszankę, od której nie sposób oderwać wzrok. Niestety napięty grafik zwiedzania wyspy, pozwala jeszcze tylko na szybką porcję leche y leche – typowej kanaryjskiej kawy z mlekiem skondensowanym, którą odkryliśmy dzięki Jaśkowi i musimy ruszać w dalszą drogę.

Energetyczny widok
K. Pawełczyk

Jedyna czynna droga na wulkan zaczyna się od stromych podjazdów i szalenie wąskich zakrętów. Nasz samochód wydaje z siebie takie dźwięki, że zastanawiamy się czy zaraz nie zakończy się wielka i stroma przygoda. Na szczęście po pierwszych trudnościach, droga robi się nieco bardziej sprzyjająca dla pojazdów i absolutnie fantastyczna dla poszukiwaczy silnych wrażeń estetycznych.
 
Załoga w komplecie z Teide!
Widoki zapierają dech w piersiach, dlatego na każdym punkcie widokowym roi się od turystów z aparatami, przeciskających się między sobą w poszukiwaniu tego najlepszego, cudownego kadru. Oczywiście nie byliśmy gorsi i na jednym z nich, również zrobiliśmy sobie sesje zdjęciową z Teide w roli mistrza drugiego planu. Wspaniała wiosna, jaka panowała na dole bardzo płynnie i szybko zmieniała się we wspaniałą zimę – zaspy białego puchu zalegały przy drodze ku uciesze najmłodszych, mogących radośnie harcować w towarzystwie śniegu i ciepłego słońca równocześnie.
Zima.
K. Pawełczyk

W miarę nabierania wysokości, gęsty iglasty las ustępował miejsca ostrym, dosłownie geologiczną chwilę temu rzeźbionym skałom. Krajobraz robi niesamowite wrażenie – wulkaniczny majestat, pokryty nieskazitelną bielą rozciąga się na ogromnej przestrzeni, której nawet nie sposób ogarnąć wzrokiem. Pod sam szczyt, ze względu na rażący brak czasu, wjeżdżamy kolejką. I o ile widoki zapierały dech w piersiach na trasie prowadzącej do kolejki, o tyle to, co można zobaczyć na górze jest po prostu nie do opisania! Jesteśmy wysoko ponad poziomem chmur, które zastąpiły nam błękit oceanu. Doskonale widać rozciągającą się na wiele kilometrów kalderę i granicę między północą pokrytą śniegiem i południem dokładnie wysuszonym przez ostre słońce. Jest cudownie!
Ocean z chmur
K. Pawełczyk

Otwarty podręcznik geologii
K. Pawełczyk
Zjeżdżając na południe Teneryfy mamy okazję poczuć kolejną porę roku – tym razem jadąc w chmurach, wyraźnie mamy do czynienia z kanaryjską jesienią. Chmury, mgła i wszechobecna wilgoć znacznie obniżają odczuwalną temperaturę i wprowadzają atmosferę tajemnicy  i delikatnej grozy. Jako, że na Wyspach Szczęśliwych wszelkie normy i konwenanse nie mają zbyt wielkiego znaczenia, to zaraz po jesieni następuje z całą swoją mocą, południowe lato, a razem z nim drastyczna zmiana krajobrazu. Horyzont zdaje się być pusty i suchy, w odcieniach czerwieni i brązu. Na wybrzeżu za to piętrzą się hotele i przybytki turystycznej radości. Jesteśmy pod wielkim wrażeniem czterech pór roku, jakich właśnie doświadczyliśmy.
Kaldera
K. Pawełczyk

Przedostatnim punktem naszej wycieczki są klify Los Gigantes. Pięćsetmetrowe ściany wyrastające wprost z morza, rozciągające się na całym północno – zachodnim wybrzeżu Teneryfy.  Klify zarówno z góry jak i z dołu (oraz jak się okaże za kilka dni, z morza) robią piorunujące wrażenie i dowodzą nieskończonej potędze natury, która tutaj jest na wyciągnięcie ręki, mimo próbie adaptacji wyspy na potrzeby ruchu turystycznego.

Los Gigantes

Zwiedzanie Los Gigantes i przerwa na wyczekiwany przez wszystkich obiad  sprawia, że imponujący wąwóz Masca i przejazd przez Góry Teno, zaliczymy już w nocnych okolicznościach, co jak się okaże wcale nie umniejszy mocnym wrażeniom…. 
Katarzyna Pawełczyk