środa, 27 maja 2015

Majówkowe cioranie, czyli rejs dla tych co nie stękają!



Wiosenny sezon morski oficjalnie rozpoczęty! Miało być cioranie ekstremalne, było cioranie chilloutowe, ALE… udało nam się zarazić żeglarskim bakcylem kolejnego szczura lądowego, co cieszy nas ogromnie i daje poczucie, że na morze ZAWSZE warto płynąć :)
O zmiennych wiatrach, cierpliwości i niezmiennej pogodzie ducha – kapitana subiektywna relacja.
30 kwietnia A.D. 2015, w Katowicach chwilę po północy, po raz kolejny zebrała się grupa młodych, żądnych przygód, żeglarzy. Wbrew opiniom o braku logiki i sensu w podróży na drugi koniec Polski, tylko po to by pobujać się niecałe 3 dni na Bałtyku, zapakowali się sprawnie do samochodu i ruszyli na podbój Twierdzy Wisłoujście.
Plany były ambitne – mieliśmy płynąć do Łeby, dlatego gdy zawitaliśmy do Gdańska ok. 7 rano, mimowolny uśmiech pojawił się na mojej twarzy. Prognozy mówiły o wietrze południowym do godziny 1500. Jednak los miał dla nas inne nieco plany…  

ARMATOR: Mam dla was 2 wiadomości jedną dobrą, drugą złą.

ARMATOR: Dobra jest taka, że macie nowy akumulator, a zła, że jest on jeszcze w moim 
samochodzie….

Ok, myślę – przecież wymiana akumulatora nie będzie długo trwała.

ARMATOR: W ogóle bardzo się cieszę, że udało mi się postawić łódkę w tym miejscu, w którym stoi obecnie – i tu pojawił się bardzo podejrzany uśmiech…

JA: Co, ciężko będzie stamtąd wypłynąć?

ARMATOR: Jak uda ci się stamtąd wypłynąć, to jesteś moim mistrzem!

I jakież było nasze zdziwienie, gdy zobaczyliśmy nasz jacht…. Na LĄDZIE!!
Wodowanie, podpięcie akumulatora, przepięcie elektroniki, ostateczne odebranie łódki, ształowanie, krótkie szkolenie i tak nam zeszło do 1300. Neptun również miał wobec nas nieco inne plany, bo wiatr przycichł a deszcz się wzmógł. Mimo wszystkich porannych niespodzianek dobre humory nie opuszczały załogi – być może spory w tym udział miały południowe parówki… ;)
Prognozy, wyjątkowo, co do godziny, się sprawdziły, więc wychodząc za Hel dostaliśmy idealnie „w mordę”. Po 2 godzinach ostrego bajdewidnu wiedziałam, że jak bardzo dobrze pójdzie, we Władysławowie będziemy dopiero koło północy, a raczej bylibyśmy, bo wiatr postanowił skręcić delikatnie na południe i znacząco się wzmagać, a z VHF grzmiały ostrzeżenia sztormowe. Dla nas wyznaczało to trzy opcje:

1. Walczymy na silniku szalone 1,5 węzła i jesteśmy we Władku koło 4 nad ranem.
2. Halsujemy się na północ, przy czym prognozy mówiły o odkrętce  jeszcze bardziej na południe, co mogło by nam utrudnić powrót w stronę polskiego wybrzeża.
3. Zawracamy na Hel i sztormujemy się w porcie z napojami uznanymi za lekko wyskokowe.

Załoga, ewidentnie głodna pływania, stanowczo nie przychylała się opcji nr 3. Pytanie co gorsze – narażać się na gniew Neptuna czy załogi? ;)
Złoty środek zawierał kompromis.
JA: Załoga! Przez godzinę płyniemy jeszcze na silniku – zobaczymy jak się rozwinie sytuacja.
Nie jestem pewna czy odświeżanie prognozy jest oznaką cierpliwości, ale jakoś pozwalało mi to zabić czas ;)  Kolejna niespodzianka tego dnia? TAK! Prognoza się zmieniła – sztorm postanowił okazać łaskawość i poczekać jeszcze 3 godzinki. Z takimi forami zdołaliśmy się dobujać do Władka!

TAK STOIMY! I tym razem to nie tylko najlepsza komenda jaką można usłyszeć po dotarciu do portu. Adaś i Filip uraczyli załogę owocami swojej nowej pasji – piwowarstwa. Tak więc o 0200 wkomponowaliśmy się w mesę z butelkami domowego piwa o jakże uroczej nazwie „Tak stoimy” J
Drugi dzień żeglugi był znacznie przyjemniejszy – słońce, baksztag i osiągana prędkość nawet do 7 węzłów, cóż za miła odmiana! A co się dzieje na pokładzie w tak sprzyjających okolicznościach? Szanty, dowcipy… no dobrze, suchary, to były suchary. Miałam, szczerze mówiąc, trochę obawy czy załoga nie nabawi się zmarszczek odśmiechowych… Na szczęście wszyscy posiadają wspaniale pracujące włókna kolagenowe, obyło się bez zmarszczek. Przelot do Gdyni minął w mgnieniu oka. A do Gdyni wracać uwielbiam! Wszak tam się nabawiłam sternika morskiego, a poza tym mam takie szczęście, że zawsze spotykam tam wielu znajomych. Tak było i tym razem – spotkać ludzi, z którymi się kiedyś pływało? Fantastyczne uczucie oczywiście J Ponadto Gdynia ma jeszcze jedną fenomenalną cechę – wywołuje w ludziach talenty, o które by się nawet nie podejrzewali! Nasz kolega Adam (nie, nie ten od piwa) odkrył talent grania na gitarze i śpiewania. Do rana był prawdziwy sztorm w mesie, bardzo miły zresztą – takich i tylko takich sztormów życzę każdemu.
Czas wypływać z Gdyni ale… do cumowania w miejsce przed nami przymierza się łódka. Myślę sobie, kultura wymaga, żebyśmy poczekali aż skończą manewr (mimo, że w to miejsce zmieściły by się spokojnie 2 łódki). Pierwsza próba – nieudana. Druga próba – nieudana. Trzecia próba…

JA: Chłopaki, zapytajcie co robią,

Bo może to łódka szkoleniowa i potrzebują więcej czasu i miejsca. Zanim zdążyli się zorientować w sytuacji usłyszeliśmy „Ramstein, lewiej, lewiej trochę”. Nasza zagadka została rozwiązana – dzień wcześniej ktoś na 16 kanale urządzał sobie, dość dziwne, pogawędki… a wywoływał się właśnie per Ramstein.
Przy piątej próbie udało się zacumować! A sternik wytoczył się z pokładu raczej chwiejnym krokiem – ale wiałooooo…
Już mamy wypływać, a tu na wodę zeszły lasery – mają odbyć się regaty. Niestety nie mieliśmy już czasu, żeby czekać aż wszystkie, a było ich kilkadziesiąt, lasery wypłyną z portu. Ruszamy. Sztuka omijania tych maleństw, które w dodatku same pchają się przed dziób, być może powinna być osobną dyscypliną sportu. Strat w ludziach i sprzęcie nie stwierdzono! Udało się :)
Przez Zatokę leniwie „toczyliśmy” się do Górek Zachodnich. Gitara była dalej w ruchu, wszak świeże talenty nie mogą się marnować! Gdyby ktoś mi powiedział, że w zaledwie 3 dni można tak odpocząć, nabrać sił, pozytywnej energii i poczuć troszeczkę morza – nie uwierzyłabym! I to chyba była najlepsza niespodzianka tego krótkiego, ale jakże treściwego rejsu.

Apetyty nasze  zaczynają wyrywać się spod kontroli, bo… na Boże Ciało wracamy na morze na naszym dzielnym Chironie 2!

Ahoj! :)

Fantastyczna Załoga w składzie:
Marta, Adaś M, Krzysiek (pierwsza linia od lewej)
Filip, Kasia, Adaś K. (druga linia od lewej)
Pawełek, Ania, Mateusz vel. Mieciu (trzecia linia od lewej)



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz