poniedziałek, 4 stycznia 2016

Kierunek Ibiza



    Udało się! Na samym końcu wielkiego portu, ukryta gdzieś za katedrą, rysuje się nasza marina. Nie bez małych przygód po drodze, docierają do niej wszyscy zainteresowani. Totalnie zniecierpliwieni musimy jeszcze trochę poczekać na odbiór naszych długo wyczekiwanych jachtów. Co chwilę rzucamy zdziwione spojrzenia to na jeden to na drugi pokład – obsługa portu wnosi całe mnóstwo różnych, dziwnych przedmiotów, które mogłyby być przydatne, owszem, w przelocie przez Atlantyk, ale niekoniecznie w rejsie na Kanary. Zaskakuje mnie nieskończona pakowność bakist – mimo ciągłego ładowania, kolejne przedmioty są upychane bez większego wysiłku. Może to nie jacht, a Narnia albo wielkogabarytowy model damskiej torebki
Żegnamy długo wyczekiwaną marinę
P. Maindok

Michael biega między mną a chłopakami, zdając 3 łódki jednocześnie. Niesamowicie pozytywny i zakręcony człowiek – wbiega, po raz kolejny, pod pokład z uśmiechem daleko wykraczającym poza ósemki, patrzy na mnie zatrzymując się na ostatnim schodku zejściówki i z lekkim zakłopotaniem w głosie wykrzykuje: „Ohhhhh! Sorry, I forget again! Wait a minute ;)”. I tak przez dwie godziny, póki ostatecznie nie udaje mu się skompletować wszystkich niezbędnych sprzętów i życzeń specjalnych.

Kierunek Ibiza!
P. Maindok
Szybkie szkolenie z jachtowego bhp i rozdzielam dalej obowiązki na dzisiejszy wieczór. W zasadzie cała załoga zostaje zaangażowana w zakupy rejsowe. Wypożyczony samochód kursuje tam i z powrotem bez przerwy, a końca zakupów nie widać. Zostaje z Grześkiem pod marketem z ostatnią partią siatek, czekając na transport do mariny. Nasza rozmowa zostaje przerwana nagle przez pana ochroniarza, który jak większość Hiszpanów, nie poczuł nigdy potrzeby posługiwania się językiem innym niż słodki hiszpański. Mając w zanadrzu polski, angielski, niemiecki i włoski pozostajemy bezradni wobec charyzmatycznej, szybkiej i kompletnie niezrozumiałej wypowiedzi ochroniarza. Hiszpan mimo to nie zraża się i tłumaczy dalej, równie szybko i niezrozumiale, ale tym razem z pełną gestykulacją, co znacząco ułatwia komunikację. Po drugiej rundzie z gestami, wiemy już, że po zamknięciu sklepu nie jesteśmy mile widziani na parkingu i krótko mówiąc, obsługa każe nam się wynosić. W tym samym momencie nadbiega zdyszany Łukasz z mieszanką zdziwienia, rozbawienia i zdenerwowania na twarzy.
- parking jest zamknięty blokadą z wózków! Chodźcie szybko, bo stoję na środku ulicy.
Dziwne mają tu zwyczaje – wózkowa blokada wygląda doprawdy komicznie. Maleńki samochód okazuje się równie pakowny, co bakisty u mnie na jachcie. Wracamy.

Zdrowa jachtowa żywność...
A. Cioch
Wczorajsze świętowanie odbioru łódek i gotowości do rejsu nie przeszkodziło mojej dzielnej załodze wstać skoro świt, pomknąć do kontenerów, uroczo nazwanych łazienkami i ogarnąć się na umówioną godzinę zero. Odpalam silnik, słodki warkot diesla informuje, że jest on jak najbardziej gotowy do boju i tylko czeka aż manetka zmiany biegów przeskoczy do przodu. Zatem:
- oddaj prawy muring, oddaj lewy muring, oddaj prawą cumę, oddaj lewą cumę, chronić burtę!
Przesuwam manetkę w przód. SAOCO dumnie i z wdziękiem rusza, zostawiając z tyłu śpiące jachty. Zaraz za mną wypływa Biegan i Krzysiek. Kierunek Ibiza!

To, co tygryski lubią najbardziej!
P. Maindok
Nie potrafię opisać radości i ulgi, jaką odczuwam po minięciu, tak długo wyczekiwanych, główek portu. Teraz już wszystko będzie dobrze, wreszcie jesteśmy na morzu, wreszcie możemy spokojnie zmierzać do celu i delektować się wiatrem we włosach i delikatnym kołysaniem. Wprawdzie wiatru jak na lekarstwo, a kołysanie niektórym nieco przeszkadza, ale przecież nie można mieć wszystkiego.

Katarzyna Pawełczyk

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz