sobota, 19 grudnia 2015

W Palmie pod palmą



Deszcz zacina niemiłosiernie – w zasadzie nie ma co się dziwić, wszak to koniec października. Dobrze, że parking jest połączony z terminalem i możemy delektować się tą angielską pogodą zza szyb lotniska, pomyślałam. Do odlotu pozostała godzina, w sam raz na zdanie bagażu i przejście przez antyterrorystyczny striptiz. Hala odlotów krakowskiego lotniska nieco inaczej rysowała mi się we wspomnieniach z zeszłego roku. Przede wszystkim brakowało mi stanowisk, przy których mogłabym pozbyć się ciążącego, żeglarskiego, wszystko-posiadającego plecaka. Rozglądając się intensywnie w celu zlokalizowania, czy po chwili nawet zmaterializowania interesującego mnie miejsca, zauważam kilka jak nie kilkanaście osób o równie błędnym wzroku i zdezorientowanych minach. W tym czasie słyszę swoje imię i na chwilę porzucam poszukiwania na rzecz wymiany uścisków i powitań z pozostałymi uczestnikami I etapu rejsu Navigare, którzy udzielają mi szczegółowych wskazówek odnośnie bagażu. W życiu do głowy by mi nie przyszło, że muszę wędrować w deszczowo chłodnych okolicznościach lotniska po, w zasadzie, placu budowy do innego budynku mając na plecach 15 kg żeglarskie dobytku.
Bagaż zdany sprawnie, striptiz bez zastrzeżeń, wejście ukradkiem w kolejkę pasażerów oczekujących na otwarcie wrót wehikułu powietrznego – mistrzowskie. Zatem… kierunek Majorka i podbój Morza Śródziemnego, tym razem o dziwo, w całkiem ciepłym miesiącu.
W Palmie pod palmami.
A. Cioch

Lądujemy o północy – wszystko idzie zgodnie z planem i zgodnie z planem tę noc część z nas spędzi w Palmie pod palmą. Na tę okoliczność jesteśmy na szczęście doskonale przygotowani. Wyposażenie survivalowe obija się o siebie w plecakach wydając przy tym kojący dźwięk szlachetnego szkła z jeszcze szlachetniejszą zawartością.
O poranku humory dopisują ;)
A. Cioch

Z lotniskowego autobusu wysiadamy gdzieś przy porcie, bo mamy z Krzyśkiem (jednym z kapitanów) zarezerwowany hotel właśnie gdzieś w pobliżu kołysająych się masztów. O naiwności – rezerwując nocleg nie wzięłam pod uwagę, że port w Palmie rozciąga się na kilka kilometrów… O tym jednak, boleśnie, mamy przekonać się dopiero jutro. Siadamy więc na ławkach pod palmami rozkoszując się widokami, rozmowami, przyjemną temperaturą, wzmocnionym napojem z wiśni i lokalnym, acz zawsze oryginalnym, kebabem. Noc mija szybko, a ławki okazują się całkiem wygodne, tylko nie wiedzieć czemu wszystkim zmarzły nosy wystające ze śpiworów, mimo rozgrzewającego działania wiśni…
No to zwiedzamy!
A. Cioch

 Katarzyna Pawełczyk

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz