piątek, 4 listopada 2016

W strugach deszczu i północnym wietrze

Ciepły wrześniowy wieczór. Na Okęciu tłum pasażerów ustawia się w kolejce do odprawy bagażowej WizzAir. Staje w ogonku zastanawiając się nad kompletnością ubrań w moim worku, rozmawiając jednocześnie z Dorotą, która ugościła mnie przed wylotem w Warszawie. Ala będzie dopiero za czterdzieści minut na lotnisku. Dzwonię więc do Moniki, dziewczyny którą Marcin polecił mi się zaopiekować podczas lotu.
- Cześć Monika, z tej strony Kasia. Kiedy będziesz na lotnisku?
Z drugiej strony słuchawki pada odpowiedź, że przyszła współzałogantka jest już na miejscu i czeka na odprawę tak jak ja. Podnoszę wzrok na niską dziewczynę o nieprawdopodobnie rudych włosach, uśmiechającą się do mnie zaledwie jedną osobę w kolejce wcześniej. Wymieniamy radosne spojrzenia i przedstawiamy się sobie, tym razem już bez pośrednictwa telefonii komórkowej. Mam przeczucie, że się dogadamy.
Dorota pomaga mi owinąć worek folią spożywczą na wypadek nie subtelnego potraktowania go przez obsługę lotniska i żegnając się, życzy pomyślnych wiatrów. Kolejna północna wyprawa przede mną. Chwilę później do kolejki dołącza Ala - załoga lecąca ze stolicy odprawia się w komplecie.
Gosia, która przyleciała do Keflaviku kilka dobrych godzin wcześniej pisze, że przeprasza nas ale nie wyjdzie na lotnisko, bo na Islandii jest właśnie prawdziwe urwanie głowy...Minay nam nieco rzedną, chociaż cieszymy się, że w tej sytuacji zdecydowałyśmy się na hostele a nie na walkę o przetrwanie w namiocie.
Marszem po przygodę!
K. Pawełczyk
Pierwszą zapowiedź iście północnej pogody odczuwamy już przy lądowaniu. Wiatr rzuca maszyną niemiłosiernie powodując przykre skurcze żołądka u większości pasażerów. Udaje nam się wylądować bezpiecznie ale mimo kontaktu z ziemią turbulencje nie ustają i musimy poczekać w samolocie na “okno pogodowe”, które pozwoli na wysunięcie rękawa do samolotu. Mam wrażenie, że zaraz dostanę choroby morskiej - przedsmak oceanu mamy już na płycie lotniska. Patrzymy z Moniką po sobie niewyraźnym wzrokiem, nie chcąc na głos wypowiadać jeszcze wątpliwości co do porywania się na północny Atlantyk jesienią. Gdy tylko udaje nam się wydostać z samolotu i popatrzeć na mokrą i okrutnie wietrzną Islandię zaczynamy tworzyć hymny pochwalne ku czci naszej intuicji co do zmiany zamiarów noclegowych.
- gdybym miała teraz rozbijać namiot, to chyba bym się zapłakała…
- nawet mi nie mów!
Sytuacja meteorologiczna na chwilę obecną nie napawa optymizmem i zaczynamy się z dziewczynami zastanawiać, czy aby na pewno mamy wystarczającą ilość ciepłych ubrań i czy sztormiaki to wytrzymają.
Katarzyna Pawełczyk

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz