poniedziałek, 14 września 2015

Arktyczne marzenia



Około 3 nad ranem wypływamy do Longyearbyen. Chwila zachwytu nad lodowcem, znajdującym się naprzeciwko zatoki i wszyscy, którzy akurat nie mają wachty bez wahania składają się w koje. Po drodze płyniemy do jeszcze jednego lodowca. Akurat na mojej wachcie jest nam dane dotrzeć na miejsce – z każdą milą przybliżająca do celu czuć coraz dotkliwiej chłód. Niemniej jednak wrażenia związane z zobaczeniem z bliska lodowca, szybko wypierają termiczny dyskomfort. Mamy to szczęście, że lodowiec postanowił się cielić akurat w naszym towarzystwie. Ogromny huk, chwila ciszy,  wielka bryła odrywa się od czoła i wpada do wody. Widok nie z tej ziemi! 
Pierwszy lodowiec
M. Byrska

Działo Mistrza
M. Byrska


Kapitan prosi wszystkich na pokład – będzie przemowa. W szaleństwie robienia zdjęć i ujęć filmowych nikt nie spodziewa się, że nie będą to lekkie słowa.
- Można powiedzieć, że w tym miejscu został nasz kolega z jednego z pierwszych etapów – zaczął Marcin. Beztroska zniknęła błyskawicznie z naszych twarzy, a atmosfera zrobiła się gęstsza od lodu, który nas otaczał.
- Pod koniec rejsu przypłynęli tu zrobić ostatnie zdjęcia. Piotr, którego największym marzeniem była Arktyka, był zachwycony rejsem. Przez cały czas powtarzał, że to spełnienie jego najskrytszych snów. Lodowiec, pod którym jesteśmy niezwykle go zachwycił – kontynuował Marcin.
- W zasadzie mieli już stąd płynąć do portu. Piotr zszedł do nawigacyjnej zapisać pozycję i zasłabł. Mimo szybkiej akcji ratunkowej i ponad dwugodzinnej reanimacji, nie udało się go uratować. Uczcijmy minutą ciszy jego pamięć w miejscu, w którym zginął spełniając marzenia.

Od bieli aż po granat
M. Byrska


Zamilkliśmy patrząc w lodowiec osłupiałym wzrokiem. Każdy nieco pobladł i uciekł myślami w tylko sobie wiadome miejsca. Głęboką ciszę przerywał tylko chrzęst lodowca, próbującego zaznaczyć w tym momencie swoją obecność.
- Pożegnaliśmy właśnie kolegę  Piotra Pietrzniaka.

Powrót do portu w Longyear zmusił nas do zejścia na ziemię i zajęcia się rejsową rzeczywistością. Trzeba zrobić zaopatrzenie na całe 2 tygodnie – ewentualnych błędów nie będzie dało się naprawić, do cywilizacji wrócimy dopiero pod koniec wyprawy.

Katarzyna Pawełczyk

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz