środa, 23 września 2015

Raz, dwa, trzy – pływasz Ty



Kąpiel w Morzu Grenlandzkim? Brzmi strasznie? Brzmi jak wyzwanie! Po kolacji z wielorybem pada propozycja: kto chce popływać? Nie zastanawiając się za wiele, ręce moje i Marty wystrzeliwują w górę w geście zgłoszenia gotowości do pluskania. Chwilę później ubieramy się w strój do pływania, a że jakie morze takie bikini, tym razem nie będą to skąpe skrawki materiału zakrywające jedynie miejsca powszechnie uważane za intymne, a… ratunkowe kombinezony wypornościowe. Pełen profesjonalizm, a co! Wprawdzie na początku nieco sceptycznie podeszłyśmy do kwestii utrzymania w nich ciepła i wodoszczelności, ale w końcu nie codziennie ma się okazje zanurzyć w arktycznych wodach, przy czym słowo „zanurzyć” jest mocno przesadzone. 
Zwarte i gotowe do kąpieli ;)

 
Wszelkie normy czasu na ubranie kombinezonu pobijamy na głowę, ba – gdyby nie chłopaki trwałoby to jeszcze dłużej. Tak więc z nie małą pomocą zakładamy pomarańczowe wdzianka i w pierwszej kolejności wskakujemy, z gracją hipopotama, do kajaka. Kajakowanie jednak nie trwa za długo, bo pokusa wskoczenia do niemal błękitnej wody o temperaturze +/- 2 stopni jest ogromna! 
Lewa, prawa, lewa, prawa...

Sigma i Pi stają na rufie, by ostrożnie i z lekką niepewnością zejść po drabince do lodowatej wody. Marta unosi się już na wodzie z uśmiechem pięciolatka obdarowanego dużą porcją słodyczy, czas na mnie. Pierwszy schodek pokonuje spokojnie, po czym rzucam się na plecy z jeszcze większym bananem na twarzy. Królowe arktycznych wód unoszą się na wodzie raczej niezgrabnie, ale za to z jaką radością! Nadmienię tylko, że harce odbywają się o 2 w nocy, co biorąc pod uwagę dzień polarny z jego wszelkimi zaletami, wcale nam nie przeszkadza. 
Tyyyyyle radości!

W tym samym czasie Marcin postanawia skorzystać z kombinezonowej okazji i porządnie wyczyścić burty swego ukochanego jachtu. Wyobraźcie sobie człowieka w pomarańczowym wdzianku ratowniczym, stojącego na pontonie z wiertarką w jednej i pastą do czyszczenia w drugiej ręce – tajemnica pseudonimu „człowiek z wiertarką” została definitywnie wyjaśniona. Kiedy burty są dostatecznie wypieszczone w oczach dzielnego kapitana pojawia się kolejny błysk – z pełnym rozmachem wskakuje do wody, chwila zanurzenia i akrobatyczny wyskok spowodowany powietrzem, które nie zezwala na pozycje inną niż spokojne dryfowanie na powierzchni. Na wodne harce decydują się również Misiek i Adaś. Wszyscy zostajemy gwiazdami zdjęć japońskich turystów i główną atrakcją portu tej nocy. Takie niewinne kombinezony, a tyle szczęścia. W razie okazji nie zastanawiajcie się, próbujcie – wrażenia niezapomniane!
Ku niezachodzącemu słońcu...
 Katarzyna Pawełczyk

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz