poniedziałek, 2 listopada 2015

Między górami lodowymi



Kolejny cel – Magdalenfjord z pięknym lodowcem i niezwykle uroczą zatoką. Kiedy dopływamy na miejsce niebo jest pozbawione jakichkolwiek chmur. Piękne słońce nadaje majestatu, blasku i podkreśla niezwykłe kolory lodu – od bieli, przez błękit, po głęboki granat. Nikt nawet nie myśli o spaniu w takim momencie. Znów cała załoga gromadzi się na pokładzie, częściowo z bambusowymi kijami antylodowymi, częściowo z aparatami. 
Tym jest błękit!
M. Byrska

Adaś, Marta i Darek zostają wysłani pontonem na robienie ujęć jachtu w całej okazałości. Wprawdzie po przygodach dnia poprzedniego nieśpieszno im wracać na ponton, ale czego się nie robi dla takich zdjęć w takich warunkach. 
 
Środek transportu do zadań specjalnych.
M. Byrska

Na pokładzie zostaje ja, Krzysiek, Marcin oficer i Marcin kapitan, który postanawia postawić komplet żagli i wykonać serię efektownych zwrotów między górami lodowymi. Marcin oficer, stojący w tej chwili za sterem nieco blednie na samą myśl o arktycznym slalomie, ale co zrobić – kapitan każe, załoga musi. Żagle luz i po chwili wybieraj. Usiłujemy zrobić to sprawnie i z gracją, ale biedny Krzysio, który jest po raz pierwszy na morzu nie bardzo orientuje się w sytuacji i zamiast nam pomagać, miota się niepewnie między szotami. Kolejne bryły lodu mijamy o włos, a jacht nabiera coraz śmielej prędkości. Ekipa filmowa dawno została w tyle, ale w zasadzie zapominamy, że zwroty miały być częścią scenariusza i mamy z tego nieziemski fun! W końcu nie codziennie bierze się udział w arktycznych regatach. Dopiero kiedy podpływamy na koniec bezpiecznego dystansu względem lodowca, a kra robi się zbyt gęsta, pada komenda na zrzucenie żagli i powrót w kierunku pontonu. 

Ominąć kry...
M. Byrska



Piękno lodowca!
M. Byrska

Adaś trzęsie się z zimna, Darek i Marta deklarują, że na chwilę obecną pontonu mają serdeczne dość, a my klarujemy porozrzucane po całym kokpicie szoty. Mimo wszystko było warto! Na pogodną noc zostaniemy w zatoczce. Wachta kotwiczna oczywiście angażuje całą załogę. Przy czym nad ranem co chwilę ktoś wychodzi odpychać krę. Po obudzeniu mam deja vu – wstaje na śniadanie, a podają mi obiad. Arktyka zagina czasoprzestrzeń, jak nic! 

Z bambusem na lód - strażnicy poszycia burt.
M. Byrska
Poranek przynosi jeszcze jedną niespodziankę – zagadkę. Misiek siedzi w mesie z totalnie zrozpaczoną miną, a gdy coś mówi zakrywa usta dłonią. Za każdym razem Marcin (oficer) prawie pęka ze śmiechu. Nie wygląda to na tradycyjne przepychanki między nimi. W końcu prawda wychodzi na jaw – Misiek obudził się bez zęba. Jak to? Co się stało? Pytamy wszyscy. Odpowiedź jest mało satysfakcjonująca, bo ząb wypadł w tajemniczych, niewyjaśnionych okolicznościach, a po obudzeniu Misiek oprócz zęba spostrzegł na koi monetę o nominale 20 koron – cóż, wróżka zębuszka nie była najhojniejsza… Kiedy cała załoga została już poinformowana o katastrofie, poszkodowany domaga się wezwania helikoptera dentystycznego, albo przynajmniej jednostki SAR i jest okrutnie rozczarowany, gdy na jego prośby i apele, pada decyzja odmowna. Z kolei kiedy dzielna załoga prześciga się w propozycjach pomocy i stworzenia jachtowego gabinetu dentystycznego z kleszczami, kropelką i wiertarką w roli głównej, to Misiek, nie wiedzieć czemu, skoro chęci są szczere, odmawia.
Marcin (kpt) po obiedzie proponuje kajaki. Oczywiście zgłaszamy się z Martą od razu i bez zbędnego myślenia, czy nie wygodniej byłoby poleżeć w koi. Wskakuje w kilka warstw ciepłych ubrań, wracam po szelki i wskakuje do czerwonego kajaka jako pierwsza. Płynę z Marcinem. Do kompletu z wiosłem dostaję GoPro, a Marcin w trakcie kręcenia daje mi taryfę ulgową. Jeszcze wczoraj były tu pojedyncze kry, teraz jest ich całe mnóstwo. Pływanie między nimi robi ogromne wrażenie. W dodatku obok nas pływa, trochę nieśmiało, młoda foka – jest na co popatrzeć.
Kajakiem na poszukiwanie fok.
M. Byrska

Każde otarcie o lód wywołuje bardzo nieprzyjemny, złowieszczy dźwięk. W głowie mam wizje foki przewracającej kajak i nas w lodowato zimnej wodzie. Z mrocznych wizji wyrywa mnie głuchy, znajomy dźwięk. Odruchowo patrzę w stronę najbliższej góry lodowej. Nagle pęka i obraca się 360 stopni wokół własnej osi, a mewy które do tej pory spokojnie tam wypoczywały, odlatują w popłochu. Jestem zachwycona – takiej Arktyki oczekiwałam.
Następni w kolejce do kajakowania, Marta i Krzysiek, już czekają na pokładzie na nasz powrót, uchwycając czujnym okiem obiektywu nasze poczynania kajakowe. Kiedy wracają po wykonaniu podobnej rundy wokół gór lodowych, zbieramy się do kolejnego przelotu. 
Katarzyna Pawełczyk

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz