wtorek, 9 sierpnia 2016

Klasyczny jacht z duszą



Sobota, 4:50 nad ranem dzwoni okrutny budzik. Wyskakuje bez większych problemów z łóżka, mimo że spokojny sen nie trwał dłużej niż cztery godziny. Wstawanie na samolot ma jednak więcej sensu niż codzienne wstawanie do pracy. Po pół godzinie jesteśmy gotowi do wyjścia. Dojazd na lotnisko w Modlinie przesypiamy jak dzieci, podobnie zresztą jak lot do Oslo, chociaż udaje mi się zrobić kilka fotek przy lądowaniu. 

Tuż nad Oslo
k.Pawełczyk
Norwegia wita nas ostrym słońcem i temperaturą znacznie powyżej letniej normy w tutejszym klimacie. Planujemy złapać stopa do Fredrikstad, gdzie czeka na nas drewniany, stary jacht o klasycznej, przepięknej linii.
Wychodzimy 300 m za lotnisko z uniesionymi kciukami, uśmiechami na twarzy i kartką z zeszytu, informującą o naszej destynacji. Trafiamy na dobry moment, bo akurat dwa samoloty wylądowały i sznurek aut podąża w naszym kierunku. Pełni nadziei i rozochoceni opowieściami jak to się łatwo łapie stopa w Norwegii patrzymy na kolejne, mijające nas bez wzruszenia wehikuły.   Niestety norwescy kierowcy w większości nawet nie zwracają na nas uwagi, ostentacyjnie przyspieszając. Zapał delikatnie odpływa, a na jego miejsce przychodzą rozważania czy autobus nie jest równie fajnym środkiem transportu.  Jasiek postanowił łapać stopa na siedząco, ja jeszcze z nadzieją wstaje za każdym razem, gdy na horyzoncie pojawia się samochód. Kolejny samolot wylądował i kolejna transza aut zmierza po swoich przyszłych pasażerów. Mija nas jeden, drugi, trzeci. Wyciągam kciuka bez większych nadziei i wtedy zatrzymuje się upragnione Modeno.
- where are you from? – pada pytanie uśmiechniętego kierowcy
- from Poland – odpowiadamy chóralnie
- to tak jak ja! 
Okazuje się, że w Norwegii gdyby rzucić kamieniem w człowieka, prawdopodobnie byłby to Polak. Nowy znajomy podwozi nas do samego centrum Fredrikstad, opowiadając po drodze co nieco o swoim pobycie w Skandynawii. Pierwszy autostop poza granicami kraju złapany!
W oczekiwaniu na promK.Pawełczyk

Do portu mamy dotrzeć miejskim promem. Potem czeka nas jeszcze krótki spacer, jak go określił właściciel łódki, która ma być naszym domem przez najbliższy miesiąc. Krótki spacer okazuje się ponad kilometrową drogą przez plecakową mękę – biorąc pod uwagę moje słabe ramiona, te 20 kg było dla mnie równoznaczne ze spacerem farmera. Gdy wreszcie docieramy na miejsce, drewniana klasyczna linia i surowy charakter wynagradzają wszelkie niedogodności  tej podróży.  
- she’s beautiful – powtarzamy z Jaśkiem  jak mantrę, trochę do armatora, trochę do siebie samych.
Z zewnątrz prezentuje się rzeczywiście wspaniale. Zawsze marzyłam o pływaniu na takiej jednostce z duszą, która nie zeszła z wielkiej linii produkcyjnej jednego ze światowych koncernów. 

s/y/ Linnea
J. Chudzik
W środku panuje, mówiąc delikatnie, nieład. Gruba warstwa kurzu pokrywa porozrzucane niedbale przedmioty. Gretingi nie przypominają podłogi, po której można się bezpiecznie i bez stresu poruszać. Ogólną ciasnotę potęguje jeszcze bałagan, choć ciasnoty jako takiej spodziewaliśmy się od początku. W mesie zamontowana jest prawdziwa lampa naftowa, tworząca niesamowity klimat, z którą ze względu na bliskie spotkania nie polubię się za nadto. W kambuzie mamy do dyspozycji nieco unowocześniony prymus, rodem z książek Baranowskiego, a do gotowania musi naszej czwórce wystarczyć  jeden zestaw menażek średniej wielkości, który jak się potem okaże będzie stanowił nie lada wyzwanie logistyczne. W trakcie rozmowy wychodzą poważne luki w wyposażeniu bezpieczeństwa. Za tratwę ratunkową ma nam służyć ponton rodem z chorwackich eskapad do urokliwych zatoczek. Brakuje UKF’ki, koła ratunkowego czy kamizelek ratunkowych. Te ostatnie mamy na szczęście ze sobą, ale miny nieco nam rzedną, kiedy wychodzą na jaw kolejne braki. Oczywiście nie zakładamy, że będziemy musieli użyć tego całego sprzętu. Niemniej jednak wypłynięcie bez podstawowych środków bezpieczeństwa wydaje się być czystym szaleństwem.  

Katarzyna Pawełczyk

5 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. Mieliśmy przeprowadzać jacht z Norwegii (Fredrikstad, na południe od Oslo) do Finlandii (Turku). Dlaczego się nie udało i co zdarzyło się po drodze? O tym wszystkim (a działo się!) opowiem w kolejnych odcinkach relacji :)

      Usuń
  2. Ot młodość! Baz radia?z lampą naftową? Też bym tak chxiał😈

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawdziwe, klasyczne żeglarstwo! Choć przysporzyło nam to później nie lada kłopotów... ;)

      Usuń